Jagoda Jankowska siedzi w kamiennej wnęce

Zainteresowanie pieczęciami przyszło po drodze. Wywiad z Jagodą Jankowską

Rozmowa z Jagodą Jankowską, archiwistką i sfragistykiem, na temat prac zespołu sfragistycznego CSM, wyboru zainteresowań naukowych oraz średniowiecznych i nowożytnych pieczęci.

 

BARBARA GRONDKOWSKA: Wiele osób interesuje się historią, ale nauki pomocnicze to jest taka wiedza tajemna.

JAGODA JANKOWSKA: Trochę tak. NPH-y [nauki pomocnicze historii] są dla mnie taką fascynującą siatką. Każda z tych subdyscyplin jest w jakiś sposób niezależna, tak postrzegamy je w strukturach nauki, ale z drugiej strony wszystkie są sobie nawzajem potrzebne. Dyplomatyk bez paleografii ani rusz. Paleograf bez dyplomatyki też nie bardzo sobie poradzi – przeczyta tekst, ale nie będzie wiedział co, gdzie, z czym i jak. Heraldyk bez pieczęci? Sfragistyk bez heraldyki? To wszystko jest ze sobą powiązane, od siebie zależne i nawzajem z siebie czerpie.

Czy trzeba mieć jakieś specjalne kompetencje, żeby pracować w zespole sfragistycznym?

W pewnym sensie tak. Na przykład przyda się znajomość paleografii, chociaż czytanie legend pieczęci to nie do końca to samo co czytanie dokumentów. Tu jest rękopis, a tam pismo epigraficzne, ryte i odciskane. To się jednak trochę różni. Ale podstawy paleograficzne trzeba mieć jako punkt wyjścia do pracy.

Czym się zajmujecie w waszym zespole?

Ogólne założenie projektu zostało sformułowane jako opracowanie korpusu polskich pieczęci średniowiecznych. Odwołujemy się do modeli zachodnioeuropejskich i do doświadczeń tych krajów, które dużo wcześniej zabrały się za korpusy własnych pieczęci. Pierwsze pięć lat projektu mamy zaplanowane pod kątem bibliograficznym. Zanim zabierzemy się fizycznie do pieczęci, przekopujemy się przez całą literaturę, która się ukazała na ten temat. Budujemy w ten sposób podstawę do pracy w archiwach i innych zbiorach.

Wyjaśnię to na przykładzie. Chyba najbardziej obrazowym jest przykład francuski. Już w połowie XIX stulecia powstał w Archiwum Narodowym gabinet sfragistyczny, którego celem i zadaniem było ewidencjonowanie, opis i udostępnienie badaczom pieczęci oraz ich konserwacja i tworzenie odlewów. Jednakże prace zmierzające do stworzenia korpusu pieczęci trochę trwały. Pierwsze trzy tomy opublikowano mniej więcej sto lat później! Pokazuje to, jak ważne jest gruntowne przygotowanie oraz jak dużo czasu ono zajmuje. Żeby zakończyć projekt planowaną publikacją cyfrową czy książkową, trzeba zgromadzić dane. My zaczęliśmy od przeglądu monografii i kodeksów dyplomatycznych, gdzie pieczęcie przecież też są opisywane.

Nasza tegoroczna praca dotyczy dwóch obszarów. Pierwszy to stworzenie bibliografii sfragistyki średniowiecznej. Drugi to przygotowanie narzędzia, czyli bazy danych, w której będziemy gromadzić informacje o pieczęciach z literatury, a w następnym etapie, jeśli uda nam się uzyskać przedłużenie projektu, te pozyskane w toku kwerendy. Miałaby to być kwerenda archiwalna, muzealna i biblioteczną, gdyż odciski, tłoki pieczęci czy też kolekcje odlewów pieczęci znajdują się w różnych instytucjach kultury, nie tylko archiwach.

Na tym właśnie etapie będziemy docierać do zachowanych obiektów i łączyć je informacyjnie z tymi opisanymi w literaturze. Koncepcja samego opisu pieczęci bazuje na założeniu pewnego wzorca, czyli zbioru cech właściwych dla pieczęci odciśniętych przez dany tłok pieczętny. Będziemy zatem zbierać i łączyć w spójną całość informacje o zachowanych bądź nie odciskach i typariuszach oraz ich odlewach. 

Skąd się wzięło Twoje zainteresowanie pieczęciami?

W moim przypadku nie wzięło się ono z samej miłości do pieczęci. A właściwie to miłość nie wzięła się z powietrza i nie było tak, że sobie to w którymś momencie wymyśliłam. Z wykształcenia jestem archiwistą, a nie typowym historykiem. Przez współpracę z profesorem Marcinem Hlebionkiem zainteresowałam się pieczęciami. Zajęłam się nimi, bo taką stworzyliśmy koncepcję doktoratu. Tylko że doktorat piszę o pieczęciach dwudziestowiecznych. Kiedyś śmiałam się z jednym profesorem mediewistą, że taka ewolucja zajmowania się daną epoką czasem zdarza się u historyków, tylko częściej mediewiści stają się nowożytnikami niż odwrotnie.

Jak brzmi temat twojego doktoratu?

„Kształtowanie się systemu sfragistycznego II Rzeczypospolitej w czasie dwudziestolecia międzywojennego na przykładzie ziem byłego zaboru pruskiego”. Pierwotnie projekt, który złożyłam do szkoły doktorskiej, dotyczył całej II Rzeczypospolitej, ale życie zweryfikowało ten zakres terytorialny. Miały na to wpływ epidemia Covid-19 i niespokojna sytuacja na naszej wschodniej granicy, które skomplikowały kwestię kwerend. A poza tym to najbliższa skórze koszula. Ja jestem z Torunia i ziemie byłego zaboru pruskiego są mi w pewnym sensie najbliższe zagadnieniowo i historycznie. Kwerendy zaczęłam od nich i jak już wsiąkłam, stwierdziłam, że jest tutaj wystarczająco dużo materiału do doktoratu. Wydaje mi się, że mimo wszystko lepiej jest założyć trochę szerszy temat doktoratu, bo łatwiej kijek pocienkować niż go potem pogrubasić. Znacznie gorzej by było, jakby trzeba było sztukować materiał.

Pracujesz zatem zarówno nad historią dwudziestowieczną, jak i średniowieczną. Czy te doświadczenia się uzupełniają? Trochę się te pieczęcie zmieniły na przestrzeni wieków.

To prawda, zmieniły się. Ale podobnie jak pieczęcie, których używał dany monarcha, tak i pieczęcie nowożytnych urzędów są powiązane relacjami i tworzą systemy sfragistyczne. Zawsze chodzi o to, by oprócz umiejętności zidentyfikowania i opisania danej pieczęci dostrzegać te relacje i starać się wpisać pieczęcie w szerszy kontekst. Więc tak, według mnie te doświadczenia jak najbardziej się uzupełniają.

Czy pieczęcie średniowieczne tak bardzo różnią się od nowożytnych?

To dyskusyjne. Nowożytne przeważnie nie są woskowe, nie są tak okazałe, przynajmniej te moje urzędowe, nie są tak wymyślnie zdobione, ale też mają swój urok. Na rozmowie kwalifikacyjnej do szkoły doktorskiej jeden z profesorów zapytał mnie, dlaczego wybrałam pieczęcie dwudziestowieczne, skoro te średniowieczne są takie ładne, woskowe, można ich dotknąć i powąchać. Odpowiedziałam, że dwudziestowieczne potrafią być równie piękne. Są też równie ciekawe, może pod innymi względami niż średniowieczne, bo je bada się raczej en masse, a w przypadku średniowiecznych bardzo często uwagę skupia się na tym jednym, czasem jedynym, odcisku. Ale pieczęć to pieczęć.

Twoje zainteresowania pieczęciami wzięły się z zawodu archiwistki czy od szukania tematu do doktoratu? Czy może jeszcze na studiach magisterskich miałaś kontakt z tym tematem?

Jak zaczynasz pracę u promotora, który ma swoje pole badawcze, to często ludzie spodziewają się, że ty też w to pole badawcze wejdziesz. Ja pisałam pracę magisterską u profesora Hlebionka i jak wtedy mówiłam, u kogo jestem na seminarium, to ludzie od razu zakładali, że też badam pieczęcie. Otóż nie, na magisterce robiłam temat czysto archiwistyczny.

Jaki?

Opracowywałam akta z Fary w Chełmnie koło Torunia. Siedziałam przez dwa lata w archiwum diecezjalnym i mówiąc skrótowo, przeglądałam materiały archiwalne. Wszyscy byli zdziwieni, że nie piszę magisterki o pieczęciach, ale przecież profesor Hlebionek, mój ówczesny (i obecny) promotor, nie jest tylko sfragistykiem. Jest historykiem archiwistą, który zajmuje się pieczęciami.

Natomiast kiedy już ustaliliśmy, że zacznę doktorat, to promotor miał pewien pomysł dotyczący pieczęci. Ja też miałam swój pomysł, ale budził on nasze wątpliwości, jego realizowalność była trudna do oszacowania. W momencie, w którym wiesz, że chcesz się nauczyć pracy naukowej, nie podejmujesz ryzyka, ale rozsądną decyzję. Wybierasz temat, który jesteś w stanie opracować. Samo żywe zainteresowanie pieczęciami przyszło gdzieś po drodze. W pewnym momencie poczułam, że ten temat faktycznie jest mój. Wydaje mi się, że pewne rzeczy przychodzą z czasem, przede wszystkim samoświadomość tego, co się lubi na swoim poletku badawczym i czym się chce zajmować. To jest kwestia nabierania doświadczenia. To nie była miłość od pierwszego spojrzenia na piękną pieczęć. To proces, który cały czas trwa.

Pracowałaś kiedyś zawodowo jako archiwistka?

Nie. Na doktorat poszłam zaraz po studiach. Gdybym nie dostała się na studia doktoranckie, to najpewniej pracowałabym w jakimś archiwum, bo to jedna ze ścieżek, w której się widzę. Mam natomiast doświadczenia praktyk studenckich i stażu. Mieliśmy na uczelni [UMK] programy stażowe, w ramach których przez parę miesięcy wpadałam na ileś godzin dziennie do archiwum. Udało mi się dzięki temu zebrać trochę doświadczeń w Archiwum Państwowym w Toruniu, gdzie jest bardzo otwarty i przychylny zespół. W takich warunkach człowiek zdecydowanie łatwiej i więcej się uczy.

Jaka jest twoja rola w zespole sfragistycznym CSM? Czym się zajmujesz i jakie kompetencje wykorzystujesz?

Jestem na razie jedynym pracownikiem etatowym CSM z naszego zespołu, więc spinam te mrówcze prace pozyskiwania danych, prowadzone przez kierownika projektu profesora Marcina Hlebionka, który narzuca koncepcję i rytm pracy, i przez innych wykonawców: moją koleżankę ze studiów Anię Wieczorkowską i pana Roberta Forysiaka – niesamowitego specjalistę z Ossolineum. Moje główne zadanie to nadzór nad spójnością danych, które będziemy wprowadzać do bazy. Jestem też odpowiedzialna za terminową realizację zadań. Prowadzę naszą biurokrację: ustalam terminy spotkań, rozsyłam maile, staram się też gromadzić nasze materiały.

Jak wam się pracuje w zespole? Trójka z was jest z Torunia, a pan Robert Forysiak z Wrocławia? Spotykacie się zdalnie czy stacjonarnie?

Jako zespół nie spotkaliśmy się jeszcze w całości w tak zwanym realu. Spotykamy się online, tak jest wygodniej. Nie mamy jakiegoś harmonogramu spotkań, choć staramy się robić to regularnie i według bieżących potrzeb. Czasami nie potrzebujemy spotkań, wystarczy korespondencja i dzielenie się efektami i postępami w pracy. Po prostu wiemy, co mamy robić. Ustaliliśmy to, a jak mamy jakieś wątpliwości, to je przedyskutowujemy.

Czy każdy z was dostał jakąś pulę literatury do opracowania i podczas spotkań przedstawiacie sobie wyniki tych kwerend?

W pewnym sensie tak. Omawialiśmy to, co wyciągnęliśmy chociażby z kodeksów dyplomatycznych i z jakiej literatury będziemy korzystać. Ostatnio zajmowaliśmy się zestawieniem bibliografii sfragistyki. Gromadziliśmy dane i podzieliliśmy się materiałem, który następnie wprowadziliśmy do programu Zotero. W efekcie w tej chwili mamy około 700 rekordów w bazie danych. Zostało nam jeszcze trochę rzeczy do wyczyszczenia i uzupełnienia, ale mamy już trzon, który sobie teraz wygładzamy.

Jak będzie wyglądać praca w przyszłym roku?

Przejdziemy do bazy danych, która jest stawiana przez zespół LAB [Laboratorium Humanistycznych Danych Badawczych KUL]. Ta bibliografia, o której ci mówiłam, stanowi pewien punkt wyjścia. Teraz będziemy z całego tego zasobu wyłuskiwać poszczególne informacje o pieczęciach i odnotowywać je w bazie danych.

Do 13 grudnia 2023 roku można się zgłaszać w konkursie na stanowisko asystenta badawczego w waszym zespole. Kogo szukacie?

Kogoś o wykształceniu archiwistycznym, historycznym bądź historycznosztucznym. Koncepcja kierownika projektu była taka, że przydałby się nam historyk sztuki, który wniósłby trochę inne spojrzenie na pieczęcie niż nasze. Ale to jest tylko takie założenie. Każda kolejna osoba w zespole będzie in plus. Myślę, że tutaj jest istotne nie tyle sprecyzowanie poszukiwanego zawodu, co wnoszone kompetencje.

Czy zaspokoiłam twoją ciekawość?

Rozbudziłaś ją.

Pamiętaj, co złego to nie ja.

Powodzenia w pracy i doktoracie!

Dziękuję!

JAGODA JANKOWSKA – historyczka, archiwistka, sfragistyk. Pracuje w zespole sfragistycznym CSM. Jest magistrem archiwistyki i zarządzania dokumentacją. Zajmuje się pieczęciami i metodyką opracowania materiałów archiwalnych.

Rozmawiała BARBARA GRONDKOWSKA – historyczka filozofii, koordynatorka projektów badawczych w Centrum Studiów Mediewistycznych. Zajmuje się promocją medialną Centrum.

Scroll to Top