Dowody w śledztwie. Wywiad z Marcinem Hlebionkiem

Rozmowa z dr. hab. Marcinem Hlebionkiem, prof. UMK, historykiem, archiwistą, koordynatorem zespołu sfragistycznego CSM, na temat projektu Corpus sigillorum Poloniae

Barbara Grondkowska: Czy praca sfragistyka jest nieco detektywistyczna?

Marcin Hlebionek: Tak, zdecydowanie. Mogę powiedzieć to z pełną odpowiedzialnością: nauki historyczne, a zwłaszcza nauki pomocnicze historii, mają w sobie coś z pracy detektywa. My dostarczamy i weryfikujemy dowody w wielkim historycznym śledztwie, które ma odpowiedzieć na pytanie: jak to było?

Co więcej, nauki pomocnicze historii, które ukształtowały się na przełomie XVII i XVIII wieku, stały się fundamentem współczesnej kryminalistyki. Współcześni specjaliści nadal sięgają po metody i doświadczenia wypracowane przez historyków zajmujących się tymi dyscyplinami.

Przykładem jest Luciana Duranti, włoska badaczka mieszkająca w USA, która jest dyplomatykiem z wykształcenia. Początkowo zajmowała się klasyczną dyplomatyką, ale później zaczęła stosować metody tej dyscypliny do analizy dokumentów cyfrowych. Wykazała, że podejście opracowane przez Jeana Mabillona może być z powodzeniem wykorzystywane również w odniesieniu do dokumentów elektronicznych. Jej badania znalazły zastosowanie w analizie autentyczności dokumentów cyfrowych i są wdrażane przez instytucje zajmujące się kryminalistyką – nie tylko w kontekście historycznym, lecz także w obliczu współczesnych zagrożeń.

Kliknij zdjęcie, aby wejść do bazy

BG: Obecnie jest pan profesor koordynatorem zespołu sfragistycznego działającego w ramach Centrum Studiów Mediewistycznych. Pracujecie nad projektem „Corpus sigillorum Poloniae”, którego celem jest przygotowanie publikacji rozpoznanych pieczęci średniowiecznych związanych z ziemiami polskimi. Czy w pana przypadku pierwsze było średniowiecze czy pieczęcie?

MH: To jest skomplikowane pytanie, bo moja droga do sfragistyki nie była prosta. Nie zajmowałem się pieczęciami „od początku”. Zacząłem dopiero wtedy, kiedy trafiłem na seminarium magisterskie profesora Jana Pakulskiego. Profesor Pakulski był badaczem z toruńskiej szkoły genealogicznej, który badał dzieje polityczne i społeczne przez pryzmat powiązań genealogicznych. Kiedy byłem studentem specjalności archiwalnej w Toruniu, zaczęliśmy organizować z kolegami zjazdy studentów archiwistyki. Przy okazji drugiego zjazdu zapytałem Profesora, czy miałby może jakąś sugestię, czym mógłbym się zająć. Wtedy zaproponował, żebym przyjrzał się bliżej średniowiecznym przedherbowym pieczęciom biskupów chełmińskich.

Rzeczywiście, podjąłem się tego zadania pod jego kierunkiem. Nie jeździłem wtedy po archiwach, bo Profesor zasugerował, że wystarczy, jeśli przejrzę pruskie kodeksy dyplomatyczne, zestawiając pojawiające się w nich informacje na temat sfragistyki biskupiej. W efekcie powstał artykuł, który został opublikowany. Ale wydało mi się to strasznie nudne. Później przez długi czas nie chciałem się zajmować pieczęciami.

Wróciłem do sfragistyki dopiero pod wpływem kolegów, którzy zajmowali się badaniem nowożytnej kancelarii królewskiej. Myślę tu o profesorze Waldemarze Chorążyczewskim, który powiedział: „Skoro i tak zajmujesz się pieczęciami, to może byś coś napisał o pieczęciach nowożytnych polskich królów”. Tak powstał mój kolejny sfragistyczny artykuł, który dotyczył przeglądu badań i postulatów badawczych na polu nowożytnej sfragistyki monarszej w Polsce. Okazało się wówczas, że sfragistyka nowożytna to jest taki ogród, do którego rzadko kto zagląda. Badania nad tymi pieczęciami, mimo że są one znacznie bardziej sformalizowane i powtarzalne niż pieczęcie średniowieczne, stały się czymś fascynującym. Przez to mocniej się zaangażowałem w sfragistykę, szczególnie wtedy, gdy zacząłem dostrzegać pewne prawidłowości, podobieństwa, ale też różnice między poszczególnymi pieczęciami, które wcześniej wydawały mi się bardzo jednolite i jednostajne.

A kiedy na podstawie detali nauczyłem się odróżniać podobne odciski, ale pochodzące z dwóch różnych typariuszy, stało się to dla mnie taką ciekawą detektywistyczną zabawą. Później te moje zainteresowania zaczęły się rozszerzać. Wróciłem do średniowiecza. Kiedyś zastrzegałem się, że chociaż studiuję w Toruniu, to nigdy nie będę się zajmował władztwem krzyżackim, ale w końcu wydałem pieczęcie przy dokumentach Związku Pruskiego, co było też bardzo ciekawym doświadczeniem badawczym. Jeszcze później wydaliśmy z kolegami dokumenty pokoju brzeskiego z 1435 r. wraz z przywieszonymi do nich pieczęciami, w tym krzyżackimi, nie licząc innych drobnych projektów.

Generalnie bardzo długo zajmowałem się pieczęciami nowożytnymi i to nawet z późnej nowożytności, wchodząc głęboko w dziewiętnasty i dwudziesty wiek. Ostatnio nieco się to przeprofilowało w związku z moim udziałem w grancie Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki „Epoka jagiellońska i jej dziedzictwo w I Rzeczypospolitej do 1795 roku”, w ramach którego pracowałem nad katalogiem pieczęci przedstawicieli tej dynastii. Jest to o tyle wdzięczny temat, że plasuje się między średniowieczem a czasami nowożytnymi, więc można w tych badaniach łączyć doświadczenia wynikające ze sfragistyki średniowiecznej i nowożytnej.

Konferencja w Ciążeniu 2024

BG: Czy mógłby pan coś powiedzieć o idei korpusu pieczęci polskich, która jest fascynująca, zwłaszcza ze względu na swój rozmach. Nie mieści się nawet w pięciu latach finansowania w ramach Centrum.

MH: To, co w tej chwili przygotowujemy, ma być fundamentem pod zasadnicze prace nad korpusem. Chcemy zebrać w jednym miejscu informacje o publikowanych pieczęciach, czyli stworzyć repozytorium materiałów sfragistycznych, które już znamy. Sfragistyka przeżywa wzrost zainteresowania stosunkowo od niedawna. Mamy wielkich poprzedników, takich jak Kazimierz Stronczyński, Franciszek Piekosiński, Marian Gumowski. Dzieła tego ostatniego badacza można oceniać różnie, ale był tytanem pracy, a jego spuścizna źródłowa jest przeogromna i wciąż nie do końca rozpoznana. Mam tu na myśli zwłaszcza materiały rękopiśmienne, w których można znaleźć wiele nieznanych i zaskakujących rzeczy. Dobrym przykładem są specyficzne pieczęcie używane przez instytucje sądowe w Prusach Królewskich pod koniec XV wieku, które doczekały się dopiero niedawno kompleksowej publikacji. Były to pieczęcie wyjątkowe, ponieważ w legendzie – czyli napisie na pieczęci – nawiązywały do imienia władcy, co ewidentnie łączyło je z osobą króla, natomiast pod względem heraldycznym nie przedstawiały herbu Królestwa ani nawet herbu Prus Królewskich, lecz koronę w tarczy. Okazuje się, że Gumowski widział te pieczęcie i wykonał z nich wcierki grafitowe. Dzisiaj konserwatorzy rwaliby włosy z głowy. Nestorem naszego środowiska był też Stefan Kuczyński, aktywny od lat siedemdziesiątych aż do swojej śmierci w 2010 roku.

Mimo wielokrotnych wezwań i apeli nie doczekaliśmy się jednak podsumowania ani zebrania tego dorobku w jednym miejscu. Często materiały są rozproszone, co sprawia, że odnalezienie konkretnej pieczęci wymaga dużego nakładu pracy. Niekiedy, znajdując jakiś odcisk, musimy poświęcić mnóstwo czasu na ustalenie, czy był już opisany w literaturze, czy nie. To, co chcemy zrobić, ma służyć uporządkowaniu tych informacji. Jak już mówiłem, chodzi nam o stworzenie jednego miejsca, w którym – oprócz bibliografii – znajdą się także opisy znanych pieczęci. Będzie to punkt wyjścia do przeprowadzenia dalszych kwerend archiwalnych, bibliotecznych i muzealnych, które pozwolą dotrzeć do oryginałów. Oczywiście, mamy pełną świadomość, że nie wszystkie pieczęcie, znane w XIX wieku czy w dwudziestoleciu międzywojennym, przetrwały do dziś.

To jeden aspekt repozytorium. Drugi, może nieco poboczny, ale równie istotny, to dostarczenie informacji o dawnych kolekcjach pieczęci: zbiorach, do których odwoływali się wcześniejsi badacze. Przygotowując formularze opisu bazodanowego, wprowadziliśmy pole informujące, gdzie dany egzemplarz pieczęci był przechowywany w momencie jego publikacji. Dzięki temu będziemy mogli śledzić wędrówkę poszczególnych odcisków między kolekcjami, co znacząco ułatwi ich odnalezienie w kontekście dalszych badań muzealnych i bibliotecznych. Bardzo często zdarzało się bowiem, że po śmierci kolekcjonera jego zbiory ulegały rozproszeniu – rodzina zazwyczaj je sprzedawała innym kolekcjonerom. Stąd trudno dziś ustalić ich aktualne miejsce przechowywania. Śledzenie przepływów między kolekcjami ma to umożliwić.

To jest podstawa, na której chcielibyśmy budować właściwy korpus pieczęci. Jego realizacja zależy oczywiście od oceny projektu oraz przedłużenia finansowania, ale mamy nadzieję, że w ciągu najbliższych kilkunastu, a może nawet kilkudziesięciu lat uda się stworzyć korpus pieczęci, czyli wprowadzić do systemu informacje o zachowanych pieczęciach: zarówno o odciskach, jak i o typariuszach średniowiecznych związanych z Polską.

Zespół sfragistyczny CSM

BG: Wynika z tego, że idea korpusu zrodziła się z potrzeby uporządkowania wiedzy o pieczęciach, których liczba jest ogromna, a informacje o ich rozmieszczeniu są niekompletne lub rozproszone.

MH: Pomysł narodził się z potrzeby. Pieczęci jest mnóstwo – w archiwach, w kolekcjach prywatnych, także za granicą. Brakuje jednak systematycznej wiedzy o ich pochodzeniu, obecnym miejscu przechowywania, stanie zachowania. Inne kraje, takie jak Francja, Holandia, Węgry, mają takie korpusy.

Mam wrażenie, że od idei klasycznego korpusu pieczęci stopniowo się odchodzi. Pokazują to choćby doświadczenia francuskie – bardzo cenne, ale też uświadamiające, jak czasochłonne i wymagające są tego typu przedsięwzięcia. W przypadku Francuzów kluczową rolę odegrał tzw. Gabinet Pieczęci, który powstał mniej więcej w połowie XIX wieku. Natomiast pierwszy tom ich narodowego korpusu pieczęci ukazał się dopiero w latach 80. XX wieku. Zbieranie materiału – głównie odlewów pieczęci – zajęło więc ponad sto lat, zanim udało się go opracować i wydać w formie publikacji. Oczywiście, nawet jeśli to trwało długo, przyniosło znaczne korzyści badaczom.

W XIX wieku wszystko trzeba było pozyskiwać samodzielnie – prowadzić żmudne kwerendy albo zlecać je osobom trzecim. To oczywiście wpływało na jakość opisu. Wiele zależało od tego, kto przygotowywał kopię dokumentu czy opis pieczęci. Weźmy choćby Friedricha Vossberga, który badał pieczęcie związane z ziemiami polskimi. Często nie miał możliwości osobistego dotarcia do interesujących go odcisków i opierał się na materiałach przysyłanych na przykład przez archiwistów miejskich, którzy często nie mieli wykształcenia historycznego. To z kolei prowadziło do przeinaczeń, które można znaleźć w jego publikacjach. Obecnie mamy dostęp do opublikowanych w sieci zbiorów podobnych pieczęci, co znacznie zmniejsza ryzyko nieświadomego popełnienia błędu nieautorskiego.

Dziś sytuacja wygląda inaczej. Mamy środowisko cyfrowe, ogromne zasoby online, dostęp do baz danych i katalogów, co sprawia, że prace nad podobnymi projektami wydają się łatwiejsze – przynajmniej teoretycznie. W praktyce jednak pojawia się inny problem: nadmiar informacji.

BG: Mówiliśmy o Francji i o tworzeniu korpusów narodowych.

MH: Francuzi wytyczyli ścieżki wzorcowe. Do dziś korpus pieczęci francuskich stanowi punkt odniesienia dla innych tego typu projektów, niczym wzorzec metra czy kilograma przechowywany w Sèvres. Nie wszystkie kraje mają własne korpusy, ale wiele z nich je posiada – lub przynajmniej podejmowało próby ich stworzenia.

Oprócz francuskiego, dosyć wcześnie, bo już w latach czterdziestych XX wieku, ukazał się korpus pieczęci holenderskich, Corpus Sigillorum Neerlandicorum. Całkiem niedawno opublikowany został korpus pieczęci węgierskich, obejmujący pieczęcie królów z dynastii Arpadów. Jest bardzo dobrze opracowany – nawet nie wiem, czy nie lepiej niż ten francuski. Przygotował go węgierski historyk sztuki, Imre Takács.

Natomiast inne z tych projektów są cały czas dyskutowane. Przykładem mogą być Czechy, gdzie od dość dawna funkcjonuje pomysł stworzenia korpusu pieczęci czeskich. Realne prace podjął František Beneš, ale ich nie zrealizował. Zaowocowały jedynie kilkoma stosunkowo niedużymi artykułami o pieczęciach władców czeskich. Później powstała archiwalna baza danych pieczęci realizowana przez czeskie archiwa, dziś już niestety niedostępna. Zbierała ona, ale w minimalnym stopniu porządkowała, informacje o zgromadzonych tam materiałach sfragistycznych. Ostatnio do pomysłu realizacji krajowego korpusu wrócił Karel Maraz.

Podobna sytuacja ma miejsce w Polsce. Sam pomysł stworzenia krajowego korpusu pieczęci również się pojawił jeszcze w czasach „przedkomputerowych”, gdzieś na przełomie XIX i XX wieku. Był on postulowany i później wielokrotnie ponawiano wezwania do jego utworzenia.

W latach sześćdziesiątych miały się w to zaangażować – za sprawą profesorów Mariana Haisiga i S. K. Kuczyńskiego – Archiwa Państwowe, ale projektu nie doprowadzono do końca. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych podejmował temat profesor Józef Szymański z UMCS. Zaczęto gromadzić kartotekę, ale i ten projekt ostatecznie nie został zakończony. Teraz my próbujemy się zmierzyć z tym problemem. Mam nadzieję, że tym razem pozostawimy po sobie wyraźniejszy ślad niż poprzednicy.

Warsztaty sfragistyczne w Pradze 2024

BG: Jednym z komponentów tego projektu jest forma cyfrowej bazy danych, w której mają być dostępne informacje. Czy jest to obecnie standard w przygotowaniu tego typu korpusów? W dziewiętnastym wieku nikt nie myślał o tego typu narzędziach, ale czy obecnie publikuje się w formie przeszukiwalnych baz danych?

MH: Stworzenie bazy wiedzy zawsze jest podstawą do przygotowania jakiejkolwiek szeroko zakrojonej edycji. Niezależnie od tego, czy będziemy wydawali kodeks dyplomatyczny, czy zespół pieczęci, to najpierw musimy zgromadzić dane po to, żeby pieczęcie czy inny materiał ze sobą pozestawiać, określić relacje łączące poszczególne materiały i tak dalej. Teraz zmieniła się forma na cyfrową, która jest łatwiejsza i chyba przyjaźniejsza dla użytkownika z naszego pokolenia. Jest to tylko kwestia formy, a nie samej metody. Forma cyfrowa rzeczywiście wydaje się oferować znacznie więcej możliwości. Pozwala między innymi na umieszczanie podobizn, bardziej elastyczne formułowanie opisów czy odpowiedni dobór, ale też korektę, pól opisu. Dodatkowo umożliwia bieżące modyfikowanie danych – na przykład wtedy, gdy uda się pozyskać lepszy odcisk pieczęci i można uzupełnić wcześniejszy, uszkodzony opis. Nie ma potrzeby tworzenia kolejnej fiszki ani wypełniania osobnej karty katalogowej. W jednym formularzu możemy uzupełnić dane wspólne dla całej grupy pieczęci, a następnie jedynie odnotowywać informacje szczegółowe. Na kolejnym poziomie opisu można już wprowadzać dane o charakterze formalno-technicznym – na przykład dotyczące miejsca przechowywania odcisku czy jego stanu zachowania.

Większość korpusów pieczęci, które ukazują się w ostatnich latach, ma formę książkową. Tak wydano wspomniane wcześniej korpusy węgierski, francuski, ale też niemieckie korpusy pieczęci z archiwum w Wolfenbüttel. Wyjątkiem był projekt realizowany w Portugalii, czy też austriacki projekt katalogu pieczęci biskupich z archidiecezji salzburskiej[1], który – w wersji cyfrowej – przyjął formę zbliżoną do tej, nad jaką sami pracujemy[2]. Prace prowadzone w Portugalii zostały jednak wstrzymane – prawdopodobnie z powodu zakończenia finansowania. Podobnie jak w innych krajach europejskich, także tam obowiązuje system grantowy, który narzuca określony rytm pracy. Projekty planowane na dłuższy czas bywają przerywane, jeśli nie uda się uzyskać kolejnego dofinansowania. Z kolei edycja pieczęci związanych z Archidiecezją Salzburską obejmuje nie tylko pieczęcie arcybiskupów, ale także biskupów diecezji wchodzących w skład tej metropolii. Została ona opublikowana zarówno online, jak i w wersji książkowej. Drukowana publikacja kosztuje 170 euro, co wynika z ogromnej liczby odcisków, jakie udało się w niej zgromadzić (książka liczy ponad 800 stron). Jej wersja cyfrowa umożliwia łatwe przeszukiwanie treści i nie zajmuje miejsca na półce, co przy objętości tomu może mieć znaczenie.

BG: Dużą zaletą formy cyfrowej jest przeszukiwalność i łatwość odszukiwania interesujących opisów.

MH: Rzeczywiście, jest to duże ułatwienie, bo nie musimy robić indeksów, które często są ułomne i wydłużają czas dostępu do tej poszukiwanej przez badaczy informacji. Natomiast wszystko zależy od tego, w jaki sposób przeszukiwanie zostanie sprofilowane w bazie danych.

Nasza baza docelowo umożliwi przeszukiwanie pełnotekstowe, choć jego skuteczność zależy w dużej mierze od przyjętych standardów opisu. Wyszukiwanie tego rodzaju jest bardzo elastyczne, dlatego dobór słów kluczowych musi być przemyślany, by odpowiadał możliwym zapytaniom użytkowników.

Istotną zaletą jest również możliwość łatwego sortowania informacji. System, na którym pracujemy, oferuje różnorodne opcje sortowania danych – na przykład według dysponenta pieczęci, chronologii odcisków czy obszaru geograficznego, z którym są związane.

Warsztaty sfragistyczne w Pradze 2024

BG: Czy to wiąże się jakoś z formularzem opisu pieczęci i czy jego pola są wykorzystywane jako tagi do sortowania lub wyszukiwania?

MH: Cały opis został skonstruowany w oparciu o dwa poziomy, co jest ograniczeniem wynikającym ze struktury systemu Omeka S, w którym pracujemy. Podstawą do formularza opisu poszczególnych pieczęci były wskazówki do opisu materiału sfragistycznych opublikowane przez Naczelną Dyrekcję Archiwów Państwowych. Ten projekt nie został w archiwach wdrożony, ale myślę, że dosyć dobrze sprawdza się w przypadku opisu materiałów masowych, a takimi są pieczęcie. Baza jest skonstruowana w ten sposób, że na jednym poziomie opisywane jest coś, co nazywamy roboczo wzorcem pieczęci, a „Międzynarodowy Słownik Sfragistyczny” nazywa to typem pieczęci. Ten wzorzec to opis cech wspólnych dla wszystkich odcisków pochodzących z jednego typariusza, które są elementami powtarzalnymi. Jak mamy jeden tłok, to wykonujemy nim sto, dwieście, nawet trzysta odcisków, które powinny być takie same. Wzorzec służy zgromadzeniu w jednym miejscu opisu owych cech wspólnych. Na niższym poziomie, do danego wzorca są podłączone opisy poszczególnych jego reprezentacji (odcisków, odlewów, typariuszy, ale też opisów z wcześniejszych publikacji), zawierające informacje między innymi o niedoskonałościach, które wynikały ze względów technicznych. Na przykład w przypadku odcisków przez papier pieczęcie są często niedociśnięte: nie widać fragmentów legendy lub wyobrażenia.

Podobnie jest to skonstruowane w kontekście czerpania informacji z literatury. Mamy tutaj opisy wzorca pieczęci jako czegoś konstytutywnego, a poniżej są do tych wzorców pieczęci podłączane opisy poszczególnych egzemplarzy notowanych w publikacjach. Czasami te egzemplarze się powtarzają, gdyż często badacze dziewiętnastowieczni publikowali pieczęć na podstawie jednego odcisku, a potem kolejni badacze docierali do tego samego odcisku, ponownie go opisując. Wtedy odcisk mógł być przechowywany już w innych zbiorach. To jest właśnie ten aspekt wędrówki odcisków po różnych kolekcjach. Ale też każdy kolejny opis różni się od poprzedniego, a różnice mogą wynikać ze zmian w stanie zachowania, metody opisu czy erudycji jego autora.

Omeka umożliwia wykorzystanie ontologii dziedzinowych do tworzenia formularzy, które służą do opisu metadanych. Podczas testowania różnych ontologii zdecydowaliśmy się, za radą profesora Bogumiła Szadego, na użycie ontologii CIDOC CRM. Jest to ogólna ontologia, jednak w jej ramach powstała również dziedzinowa ontologia sfragistyczna, oparta na „Międzynarodowym Słowniku Sfragistycznym”. Korzystając z jej klas i właściwości, tworzyliśmy formularze do opisu danych. W podobny sposób została zbudowana baza danych pieczęci arcybiskupów salzburskich, o których już mówiłem. Ona też wykorzystuje zarówno CIDOC, jak i elementy dziedzinowej ontologii sfragistycznej. Dostosowaliśmy tę ontologię do polskich warunków, tak żeby odsyłała do polskojęzycznych haseł z „Międzynarodowego Słownika Sfragistycznego”. Przygotowaliśmy tłumaczenia na język polski, żeby to było spójne i żeby można było, wyszukując w języku polskim, odpowiednio trafiać w poszczególne pola.

Stworzyliśmy bazę danych, która – w miarę jej wypełniania – zaczyna już przynosić rezultaty. Pojawiły się też pewne drobne odkrycia, na przykład podczas analizy dawnych kodeksów dyplomatycznych udało się zaobserwować zmiany w sposobie opisywania pieczęci. Tego rodzaju ewolucję dałoby się z pewnością opisać i scharakteryzować. Obawiam się jednak, że mogłoby to zainteresować głównie wąskie grono specjalistów. Dla mnie to fascynujące, ale innego czytelnika mogłoby zanudzić.

BG: Czego nie można powiedzieć o smokach na pieczęciach.

MH: Z pewnością. Po dokładnym oglądzie pieczęci Kazimierza Jagiellończyka okazało się, że pewne elementy, które do tej pory były albo pomijane w opisach, albo charakteryzowane jako gałązki czy wici, to wcale nie gałązki ani wici, tylko jaszczurki albo smoki. Widać to wyraźnie w dużym powiększeniu przy odciskach dobrej jakości. To pokazuje też precyzję wykonania tych pieczęci.

BG: Dziękuję i życzę powodzenia w dalszych pracach nad bazą „Corpus sigillorum Poloniae”.

MH: Dziękuję.

[1] https://gams.uni-graz.at/context:epis

[2] https://portugal-sigillvm.net/

Przewijanie do góry