Siostra Urszula Borkowska siedzi na krześle. Obok stoi kosz z kwiatami

Dziesiąta rocznica śmierci s. prof. Urszuli Borkowskiej

Dziesięć lat temu 12 maja 2014 roku zmarła Siostra Profesor Urszula Borkowska, zasłużona i dobrze znana w mediewistycznym świecie uczona, związana z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Była autorką pionierskich i do dziś dnia podstawowych prac poświęconych średniowiecznemu kronikarstwu, a zwłaszcza pisarstwu Jana Długosza i średniowiecznej kulturze religijnej. Od lat osiemdziesiątych XX wieku stała się czołową badaczką Jagiellonów, w pionierski sposób opracowując problematykę ich edukacji, pobożności, dworu czy rezydencji.

BIOGRAM

Siostra Urszula Borkowska

Urszula Borkowska urodziła się 11 sierpnia 1935 roku w Gdyni. W 1948 roku ukończyła szkołę podstawową i rozpoczęła naukę w Prywatnym Żeńskim Liceum Ogólnokształcącym Sióstr Urszulanek, zakończoną maturą w 1951 roku. Dwa lata później wstąpiła do zakonu Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej, a w 1956 roku w Częstochowie złożyła pierwsze śluby zakonne. W 1958 roku ukończyła dwuletnie studia filozoficzno-teologiczne w Międzyzakonnym Wyższym Instytucie Katechetycznym w Krakowie. Rok później rozpoczęła studia na filologii angielskiej KUL, jednak zamknięcie tego kierunku przez władze komunistyczne zmusiło ją do podjęcia studiów historycznych. Ukończyła je w 1964 roku, pisząc pod kierunkiem prof. Zygmunta Sułowskiego pracę magisterską pt. Kult liturgiczny św. Urszuli w Polsce do XVI w. Po kilku latach pracy we wrocławskim liceum powróciła na KUL. Początkowo została zatrudniona w Bibliotece Uniwersyteckiej, a następnie w 1968 roku została asystentem w Sekcji Historii Wydziału Nauk Humanistycznych. Pracę doktorską pt. Kościół i obcy w świadomości Jana Długosza, której promotorem był prof. Aleksander Gieysztor, obroniła na Uniwersytecie Warszawskim w 1976 roku. Stopień naukowy doktora habilitowanego otrzymała w 1988 roku na podstawie rozprawy pt. Królewskie modlitewniki. Studium z kultury religijnej epoki Jagiellonów (XV i początek XVI wieku). W 1999 roku uzyskała tytuł naukowy profesora. W latach 1990–2008 była kierownikiem Katedry Metodologii i Nauk Pomocniczych Historii.

Zainteresowania naukowe Siostry Profesor obejmowały szeroki wachlarz zagadnień z zakresu historii społeczno-religijnej Polski i Europy w średniowieczu i epoce wczesnonowożytynej. Siostra Profesor jest autorką ponad 250 publikacji naukowych. Zwieńczeniem jej badań nad Jagiellonami jest obszerne studium pt. Dynastia Jagiellonów w Polsce (2011). Była promotorem ponad 60 prac magisterskich oraz 9 doktorskich. Była znakomitym nauczycielem akademickim i wychowawcą kilku pokoleń historyków, których wprowadzała w arkana warsztatu naukowego.

Warto sięgać po prace s. prof. Borkowskiej, które na długo pozostaną niezastąpionym przewodnikiem i kopalnią informacji po czasach jagiellońskich.

WSPOMNIENIA

Kliknij, żeby rozwinąć

Moja znajomość, a potem zażyłość i (chyba) przyjaźń z s. prof. Urszulą Borkowską trwała 32 lata. W 1982 r. jako studentka pierwszego roku historii trafiłam do jej grupy ćwiczeniowej ze wstępu do badań historycznych, potem słuchałam jej znakomitych wykładów monograficznych z kultury średniowiecznej, a jeszcze później byłam jej asystentką w Katedrze Nauk Pomocniczych Historii. Mój wyjazd z Polski nie przerwał intensywnych i serdecznych kontaktów, które przetrwały aż do śmierci Siostry w smutnym i gorzkim roku 2014. Z tego długiego i obfitującego w zmiany okresu zachowałam masę wspomnień o różnych sytuacjach i wydarzeniach z jej udziałem. Wiele z tych wydarzeń było zabawnych i komicznych. Mogłyby one stanowić znakomity materiał do zbioru zatytułowanego „Kwiatki siostry Urszuli”, bo Siostra miała ogromne poczucie humoru, również w stosunku do siebie samej i niemalże generowała sytuacje śmieszne czy absurdalne. Zarazem jednak pamiętam Siostrę uważną i skupioną, czasem wściekłą lub smutną, otoczoną ludźmi, ale niekiedy osamotnioną. Teraz po latach wydaje mi się, że jeśli istnieje klucz do opisania tej barwnej i skomplikowanej osobowości, to można go znaleźć w jej własnej twórczości naukowej. Praca, która zapewniła Siostrze poczesne miejsce w mediewistyce polskiej –  „Treści religijne w dziełach Jana Długosza” (1983), nosi znamienny podtytuł: „Kościół i świat poza Kościołem”. W moim przekonaniu doskonale opisuje on usytuowanie w życiu nie tylko wielkiego kronikarza, ale również samej s. Urszuli.

          Wszystkich, którzy ją znali, uderzała jej wielka, życzliwa ciekawość tego świata poza Kościołem. W pierwszym rzędzie była to ciekawość i absolutna otwartość na ludzi, przede wszystkim na studentów. Siostra była znakomitym pedagogiem, traktującym studentów holistycznie: nie tylko świetnie uczyła i motywowała do wysiłku, niezmordowanie poprawiając kilogramy rękopiśmiennych (!) fiszek i prac, ale też wysłuchiwała zwierzeń, ocierała łzy, jeśli trzeba było, karmiła czy nawet udzielała noclegu. Studenci bardzo to doceniali, jej zajęcia były zawsze oblegane. Zarazem jednak ciekawość świata, tego jak ludzie żyją i co myślą, stanowiła podstawę niemal komicznego zamiłowania Siostry do czytania kryminałów, tzw. harlekinów i „Twojego Stylu”, do oglądania oper mydlanych typu “Dynastia” oraz do podróży (czasem zupełnie szalonych) nie tylko po Europie, ale też Stanach Zjednoczonych i zwiedzanym w dużej części samotnie Meksyku.

          Na innym poziomie tę samą ciekawość i chęć zrozumienia natury ludzkiej –  bez których zresztą trudno w ogóle wyobrazić sobie uprawianie naszej profesji – widać w twórczości naukowej Siostry. W jej książce o modlitewnikach Jagiellonów (1999) znajdujemy znamienną uwagę: „Kiedy bierze się dziś do ręki modlitewniki, które kiedyś znajdowały się w królewskich dłoniach, odnosi się niezwykłe wrażenie. Jagiellonowie są tu bowiem nadal obecni (…). Niektóre karty są zużyte bardziej niż inne (…)” (s. 267). Jest to jedno z najbardziej poruszających w polskiej mediewistyce świadectw doświadczenia historyka, kiedy obiekt badań staje się żywym człowiekiem.

          Będąc tak intensywnie obecną w świecie, s. Urszula żyła równocześnie jak najbardziej intensywnie i naturalnie w Kościele, choć jej świadectwo wiary składane wobec świata było całkiem w stylu poezji ks. Twardowskiego: „nie przyszedłem Pana nawracać”. Umiała znakomicie się porozumieć również z ludźmi będącymi od Kościoła bardzo daleko. Jednak jej otwarta i zapraszająca postawa (podobnie jak podobna w tym względzie postawa śp. s. Aleksandry Witkowskiej) sprawiła, że przez lata kaplica sióstr urszulanek przy ul. Narutowicza w Lublinie była swoistym kościołem domowym ówczesnej Sekcji Historii KUL.

          Mocno widoczne i wzruszające dla zewnętrznego obserwatora było wielkie zaangażowanie s. Urszuli w życie wspólnoty urszulańskiej, która była podstawą jej tożsamości. Choć czasem znacząco odrywało ją to od własnej pracy, to sama też współkształtowała tożsamość wstępujących do zgromadzenia sióstr, m.in. znakomicie tłumacząc na język polski pisma założycielki zakonu św. Anieli Merici. Zarazem jednak s. Urszula patrzyła na swoją wspólnotę bardzo trzeźwo. Zapytana kiedyś, co jest dla niej ciągle trudne po kilkudziesięciu latach życia w zakonie, wymieniła trzy rzeczy: różnice międzypokoleniowe, konieczność bardzo wczesnego wstawania i… niemożność posiadania własnego kota (a najlepiej dwóch). „Ale czy Ty sobie wyobrażasz – dodała ze śmiechem –  co by tu się działo, gdyby każda z nas mogła mieć swoje kotki, pieski i kanarki?!”

          Jestem wdzięczna s. Urszuli za wszystko, czego mnie nauczyła. Cieszę się, że wolno mi było z nią pracować i że mogłam jej kiedyś fundować „ciasteczka” w Krakowie, gdy –  jak sama mówiła –  „spłukała się kompletnie” w znakomitej podówczas księgarni przy ul. Szpitalnej. Ciągle żałuję, że nie poszłam z nią popływać w hotelowym basenie w Utrechcie, choć mnie do tego nakłaniała. Niezmiennie bardzo brakuje mi jej profesjonalnych rad, jej serdeczności i poczucia humoru. Dziesięć lat, które upłynęły od jej śmierci, niczego w tym względzie nie zmieniło.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy spotkałem Siostrę Urszulę Borkowską, ale z pewnością miało to miejsce podczas jednej z konferencji organizowanych przez polską Komisję Historii Porównawczej Kościołów (CIHEC), której patronował nasz wspólny przyjaciel prof. Jerzy Kłoczowski. Na pewno były to lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Spotykaliśmy się także podczas konferencji, które miały miejsce w Instytucie Historii PAN w Warszawie. Potem zaczęły się duże konferencje międzynarodowe w ramach CIHEC, w których oboje czynnie uczestniczyliśmy.

Gdyby ktoś się mnie zapytał, jak wspominam Siostrę Urszulę Borkowską, to powiedziałbym, że te wspomnienia łączą się z dwiema perspektywami. Jako historyk widzę ją jako wybitną mediewistkę. Chciałbym podkreślić słowo „wybitną” – autorkę cennych prac, które były istotne również dla moich badań, osobę żywą i wiele wnoszącą do spotkań naukowych, w których uczestniczyła. Wśród jej prac największe wrażenie zrobiły na mnie Modlitewniki królewskie. Byłem zafascynowany zwłaszcza wątkiem związanym z treściami magicznymi w tych modlitewnikach, na które zwróciła uwagę Siostra Borkowska, a które dla mnie były czymś zaskakującym. Zajmowałem się wówczas kulturą popularną, ludową, a w tym wierzeniami i magią w późnym średniowieczu. Dużą wartość miała także wcześniejsze jej praca o Kościele i świecie poza Kościołem w dziełach Jana Długosza, która poruszała problematykę husycką i zagadnienia związane z reformami późnośredniowiecznego Kościoła. Obie prace były bardzo nowatorskie i do dziś nie straciły swojej aktualności.

Będę wspominał Siostrę Borkowską jako bardzo miłą, ciepłą i towarzyską osobę, która budziła bardzo serdecznie uczucia. Spotykaliśmy się przy różnych okazjach, najczęściej oczywiście oficjalnie, na konferencjach CIHEC, ale także innych sesjach. W 1978 roku podczas dużego Kongresu CIHEC, który miał miejsce w Warszawie, oboje pełniliśmy funkcje sekretarzy Sekcji Średniowiecznej. Uważam, że był to jeden z najbardziej udanych kongresów CIHEC. Jego znaczenie było dla nas tym większe, że – co często podkreślał prof. Kłoczowski – uczestniczyło w nim grono najwybitniejszych europejskich znawców dziejów Kościoła, z których wielu przyjechało do Polski po raz pierwszy. Była to naprawdę czołówka historyków francuskich, niemieckich i włoskich. Kogóż tam nie było! Kongres ten dał mi możliwość bliskiej współpracy z Siostrą Urszulą. W tamtych warunkach, przy naszych skromnych możliwościach organizacyjnych wymagało to od nas sporego wysiłku.

Mam także bardzo osobiste wspomnienia związane z Siostrą Urszulą. Oboje braliśmy udział w konferencji zorganizowanej przez Polską i Brytyjską Komisję CIHEC w Cambridge we wrześniu 1986 roku. Byłem wówczas świeżo upieczonym ojcem mojej pierwszej córki. W tym czasie w Polsce były wielkie trudności, aby zdobyć jakiekolwiek akcesoria dla niemowlaka. Z tego względu podczas pobytu w Cambridge zwróciłem się do Siostry Urszuli z nietypową prośbą, wiedząc, że oboje będziemy tu równie niekompetentni. Siostra Urszula miała nade mną jedną przewagę – znakomicie znała język angielski, którym ja nie władałem. Poszliśmy razem do sklepu z artykułami dla dzieci i kupiliśmy to, czego potrzebowałem dla mojej córki.

W późniejszych czasach często się widywaliśmy. W latach dziewięćdziesiątych współpracowałem z obydwoma lubelskimi instytutami, którymi kierował prof. Jerzy Kłoczowski: Instytutem Geografii Historycznej Kościoła w Polsce przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Instytutem Europy Środkowo-Wschodniej. Razem braliśmy udział w projektach badawczych, konferencjach i publikacjach książkowych koordynowanych przez te dwa instytuty. Z wielką przyjemnością recenzowałem wniosek Siostry Borkowskiej o tytuł profesora zwyczajnego, oparty na bardzo bogatym i wszechstronnym dorobku.

W ostatnich latach odeszło wiele osób ze środowiska historycznego, z którymi się spotykałem i przyjaźniłem. Siostra Urszula należy do tych, które wspominam szczególnie serdecznie.

[Na postawie wywiadu nagranego 16 grudnia 2015. Tekst autoryzowany]

Moją znajomość z Siostrą Profesor Urszulą Borkowską trudno uznać za intensywną – chociażby z racji innego miejsca stałego pobytu – ale pozostawiła ona w mej pamięci wiele ciepłych i miłych wspomnień. Nie pamiętam dokładnie, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z nią, były to chyba wieści środowiskowe związane z aktywnością prof. Jerzego Kłoczowskiego. Wiadomo było, że ten „admirał” dysponuje dwoma „okrętami flagowymi” w postaci uczonych sióstr prof. prof. Borkowskiej i Witkowskiej. Spotkania przy różnych okazjach pogłębiły znajomość, chociaż nie ośmieliłbym się mówić o zażyłości. Nie przypominam sobie w jakich okolicznościach przeszliśmy „na ty”, ale z pewnością propozycja wyszła ze strony Siostry Profesor. Powiem nieskromnie, że chyba zbliżało nas nieco podobne podejście do świata. Siostra Urszula przy ogromnej obowiązkowości i solidności w działaniu, a także wielkiej energii, odznaczała się poczuciem dystansu do otaczającej rzeczywistości oraz – last but not least – niepospolitym poczuciem humoru.

Moje wspomnienie o Siostrze Profesor Urszuli Borkowskiej osnuję wokół trzech sytuacji, które najmocniej utkwiły mi w pamięci.

Kilka dłuższych rozmów odbyliśmy, gdy wpadłem na pomysł, by zaprosić ją jako jedną z recenzentek rozprawy doktorskiej mojej uczennicy. Zgodziła się dość szybko, tematyka dysertacji ją zainteresowała. Czekałem później na werdykt, aż pewnego dnia odebrałem telefon. Siostra Profesor chciała porozmawiać ze mną przed sformułowaniem opinii recenzenckiej. Miała różne uzasadnione (!) uwagi i komentarze i pytała, co o nich sądzę. Zgodziłem się z tymi trafnymi zarzutami, ale ostatecznie w długiej rozmowie rozwiałem jej wątpliwości i w konsekwencji przygotowała recenzję pozytywną. Pamiętam, że zaskoczyła mnie nieco ta sytuacja. Częściej miałem do czynienia z przypadkami, gdy recenzent doktoratu podejmował jakąś decyzję, pozytywną lub negatywną, ale nie informował o tym promotora. Zdziwiła mnie postawa Siostry Profesor, która przecież wcale nie musiała nic ze mną konsultować. Dostrzegłem tu swoistą uczciwość czy mówiąc wprost przyzwoitość i jednocześnie wrażliwość, by przypadkiem kogoś pochopnie nie skrzywdzić.

Drugi wątek wiąże się z udziałem Siostry Profesor w pracach Komisji Historii Czech i Stosunków Polsko-Czeskich Komitetu Nauk Historycznych Polskiej Akademii Nauk. Kiedy wraz z założycielem tego gremium prof. Stanisławem Byliną zastanawialiśmy się kogo zaprosić do udziału w jego pracach, już w pierwszym rozdaniu pomyśleliśmy o Siostrze Profesor. Jej prace z zakresu husytologii, a także ogólnych dziejów Kościoła były w środowisku wysoko cenione. Profesor Borkowska chętnie podjęła współpracę, brała udział w wielu spotkaniach i konferencjach, zaznaczyła także swój ślad w publikacjach Komisji. Pamiętam, że chwaliła wielokrotnie przyjazną atmosferę na sesjach i kolokwiach polsko-czeskich, gdzie dominowała postawa krytyczna, dociekliwość badawcza, ale bez cienia złośliwości czy niechęci wobec adwersarza. Na marginesie należy odnotować, że oprócz prof. Urszuli Borkowskiej do prac Komisji włączyło się z dobrym skutkiem kilka innych osób reprezentujących środowisko lubelskie.

Na koniec zostawiłem trzeci akapit z moich kontaktów z Uczoną. Mam na myśli wydarzenie, co się zowie. Oto w 1998 roku uczestniczyliśmy z Siostrą Profesor w obchodach 800-lecia inauguracji pontyfikatu Innocentego III, które z ogromnym rozmachem świętowano w Wiecznym Mieście. Papież ten uchodzi wszak nie bez racji za jednego z najwybitniejszych, a może i najwybitniejszego gospodarza Stolicy Apostolskiej.

Obchody trwały chyba około tygodnia, a każdy dzień był bogaty w kolejne wydarzenia. Od strony organizacyjnej nad przebiegiem czuwały najwyższe włoskie i watykańskie czynniki świeckie i duchowne, a niezliczona rzesza gości z zagranicy nawiedziła Rzym. W bogatym programie obchodów ważne miejsce zajmowała konferencja naukowa o tematyce osnutej wokół postaci wielkiego papieża i świata jego czasów. Materiały z tej konferencji ukazały się drukiem w dwóch tomach, ale ich przygotowanie – uwzględniając bardzo międzynarodowe grono autorów – zajęło kilka lat. Na nauce jednak świat się nie kończy. Nie mniej ważną częścią obchodów, a dla niektórych uczestników zapewne ważniejszą, były spotkania integracyjno-towarzyskie. Co wieczór konfraternia uczonych z całego świata goszczona była przez instytucje reprezentujące w Rzymie różne kraje. Były to ambasady, instytuty kulturalne i naukowe. Wytworzyła się nawet swoista rywalizacja. Uczestnicy podjęci wspaniałym bankietem w Austriackim Instytucie Kulturalnym zastanawiali się, z czym wystąpi następnego dnia ambasada USA przy Stolicy Apostolskiej. W tym konkretnym przypadku sprawy potoczyły się zupełnie niezgodnie z oczekiwaniami. Amerykanie wystawili bogatą baterie różnych alkoholi, a na zakąskę zaserwowali jedynie chipsy i kruche ciasteczka. Finał, jak można było się spodziewać, nie dla całej profesury był łaskawy. Spuśćmy jednak na to zasłonę miłosierdzia. W tej atmosferze imponujących obchodów rzymsko-watykańskich Siostra Profesor czuła się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Ze swoją znakomitą znajomością języków i umiejętnością znalezienia się w każdej sytuacji korzystała z tego święta. Pamiętam na przykład bardzo ciekawą wycieczkę do miejsca urodzenia Innocentego III i rozmowy o tym, jak można było zostać papieżem w wieku 37 lat.

Czas pomału kończyć tę garść wspomnień bardzo osobistych. Na nich poprzestańmy. Dzieła naukowe Siostry Profesor docenione już zostały w różny sposób. Mówiąc najkrócej, w pamięci została postać Uczonej z najwyższej półki, osoby wymagającej, ale może nawet więcej od siebie niż od innych, sprawiedliwej, ale też dowcipnej, ciepłej i serdecznej. Taką ją pamiętamy.

Siostra Urszula BorkowskaSiostrę Urszulę Borkowską poznałam około roku 1970 r. Ona wiedziała, że napisałam w Instytucie Historycznym UW pracę magisterską o Długoszu pod kierunkiem prof. Aleksandra Gieysztora, a ja wiedziałam, że ona pracuje na KUL-u i pisze o Długoszu pracę doktorską. Spotkałyśmy w Warszawie, właśnie w Instytucie Historycznym na Uniwersytecie Warszawskim. Odziana była w czarny fałdzisty habit i czarny welon. W takim uroczystym stroju urszulanki Unii Rzymskiej widziałam Urszulę Borkowską tylko ten jeden raz w życiu. Potem spotykałam ją zawsze w skromnym szarym habicie i welonie ukazującym nasadę włosów, a najczęściej w szarej spódnicy średniej długości i popielatym sweterku bliźniaku lub w bluzce i sweterku oraz – oczywiście – w szarym welonie. Mimo nadwagi poruszała się żwawo i od razu było widać, że jest stanowczą i energiczną kobietą. Podczas naszego pierwszego spotkania rozmawiałyśmy wyłącznie o Długoszu, chociaż ja miałam już w planach zupełnie inny temat pracy doktorskiej, gdyż wchodziłam w zagadnienia polskiej rodziny szlacheckiej w późnym średniowieczu.

W kilku następnych latach widywałam Urszulę często na seminarium doktorskim prof. Gieysztora. Nazywaliśmy je dużym lub wielkim seminarium, ponieważ gromadziło nie tylko doktorantów, ale także chętne osoby dawno po doktoracie – nie tylko historyków mediewistów, uczniów Aleksandra Gieysztora, ale również archeologów z dawnego Kierownictwa Badań nad Początkami Państwa Polskiego, historyków sztuki oraz gości z innych ośrodków naukowych. Z KUL-u przyjeżdżały stale obie siostry – Urszula Borkowska i Aleksandra Witkowska oraz Eugeniusz Wiśniowski. Wobec odebrania KUL-owi prawa nadawania stopni naukowych w dziedzinach nauki innych niż teologia cała ta trójka wychowanków prof. Jerzego Kłoczowskiego uzyskała stopnie doktorskie na Uniwersytecie Warszawskim, a ich promotorem był profesor Gieysztor.

Z dorobku naukowego s. prof. Urszuli Borkowskiej w dalszym ciągu bardzo wysoko cenię zgrzebnie wydaną książkę, powstałą na bazie pracy doktorskiej: Treści ideowe w dziełach Jana Długosza. Kościół i świat poza Kościołem, Lublin 1983. Jej wielką zaletą jest wykorzystanie przez autorkę bogatej literatury obcej, dotyczącej najważniejszych zagadnień Kościoła w czasach życia polskiego historyka. Dopiero na tle powszechnym można dostrzec, czyje poglądy Długosz podzielał, jak starał się ukryć wyznawanie przez XV-wiecznych polskich hierarchów idei koncyliarnych, zwłaszcza w dobie soboru bazylejskiego; jakie warunki miejscowe skłaniały ich do zwalczania ideologii i wpływów husytyzmu na ziemiach polskich. Uzupełnieniem tej książki był artykuł o zapisanej przez Długosza w Rocznikach pod rokiem 1438 wizji sennej mieszczki krakowskiej Weroniki. Tekst ten, wygłoszony jako referat przez Urszulę Borkowską w 1976 r. na sesji Sztuka i ideologia XV wieku, ukazuje przejaw nowej pobożności devotio moderna w mieszczańskim Krakowie pod przewodnictwem krakowskich doctores et praedicatores. Warto podkreślić, że siostra Borkowska była w owym czasie autorką recenzji wielu polskich prac mediewistycznych, drukowanych w „Revue d’Histoire Ecclesiastique”, jak również do końca życia artykułów w Encyklopedii katolickiej – pomnikowym wydawnictwie KUL.

Bardzo interesujące są dla mnie wszystkie prace autorki o pobożności Jagiellonów z Królewskimi modlitewnikami na czele – rozprawą, którą przedstawiła na KUL-u jako habilitacyjną. Kiedy pisałam swój artykuł o witaniu Kazimierza Jagiellończyka w Krakowie w 1447 i 1450 r. oraz jego narzeczonej Elżbiety Rakuszanki w 1454 r., korzystałam z wielkim pożytkiem z artykułów Urszuli Borkowskiej o Królewskich zaślubinach, narodzinach i chrzcie oraz o Codziennym i odświętnym ceremoniale religijnym na dworze Jagiellonów. Podsumowanie tych wieloletnich badań znajdujemy w syntetycznym dziele Dynastia Jagiellonów w Polsce opublikowanym przez PWN w 2011 r.

Chociaż nasze zainteresowania naukowe były bliskie sobie chronologicznie i tematycznie, nie stanowiłyśmy dla siebie konkurencji, ponieważ mnie zawsze interesowały najbardziej kwestie źródłoznawcze polskiego późnego średniowiecza, a Siostrę Borkowską nurty religijne, których źródła były odbiciem. W późniejszym okresie twórczości naukowej zajmowała ją głównie kultura dworska na przełomie epok średniowiecza i wczesnej nowożytności.

Nigdy nie miałam wątpliwości co do posiadania przez Urszulę Borkowską talentów organizacyjnych, ale mogłam je świetnie zaobserwować podczas obywającego się w Lublinie na KUL-u kongresu Commisssion Internationale d’Histoire Ecclesiastique Comparée we wrześniu 1996 r. Siostra Profesor była sekretarzem naukowym polskiej sekcji tej komisji, a obrady skupiły wszystkich liczących się w historiografii światowej historyków Kościoła i religijności.

Bezpośredniość sposobu bycia Siostry Urszuli Borkowskiej spowodowała, że nie wiadomo kiedy przeszłyśmy „na ty”. Obie odwiedzałyśmy się nawzajem. Ja bywałam na KUL-u, mieszkając w klasztorze ss. urszulanek, głównie przy okazji recenzowania kilku rozpraw doktorskich doktorantów Siostry. Trwały związek przyjaźni zachowuję z prof. Anną Adamską, która w styczniu 1995 r. broniła na KUL-u pracy doktorskiej o arengach w dokumentach Władysława Łokietka. Wtedy obie z Siostrą Urszulą Borkowską byłyśmy tej pracy recenzentkami, a promotorem już wtedy emerytowany prof. Zygmunt Sułowski. Anna Adamska znajdowała się wówczas pod opiekuńczymi skrzydłami Siostry Profesor, która pełniła funkcję kierownika Katedry Metodologii i Nauk Pomocniczych Historii w Sekcji Historii Wydziału Nauk Humanistycznych KUL. Prof. Paweł Kras – pierwszy z wypromowanych doktorów Siostry Profesor Borkowskiej – był kilka razy referentem na moim seminarium doktorskim na Uniwersytecie Warszawskim.  

Bez żadnych wątpliwości można wymienić spełnianie obowiązków dydaktycznych przez Siostrę Profesor Urszulę Borkowską jako obszar działania równoległy i równie ważny co realizacja własnych planów naukowych. Wolno z dużą dozą pewności wyrazić pogląd, że jedną z dróg spełniania jej powołania życiowego było właśnie nauczanie. Wiadomo, że sama skończyła w Gdyni liceum prowadzone przez siostry urszulanki, a ten fakt zaważył na jej wyborze stanu zakonnego. Natomiast jako młoda zakonnica uczyła w liceum urszulańskim we Wrocławiu. Wydaje mi się, że praca profesora wyższej uczelni pozwoliła jej jako dojrzałej badaczce i zahartowanej w pokonywaniu trudności życiowych, jakich PRL nie szczędziła naukowcom z KUL-u, stworzyć i otoczyć opieką grono utalentowanej naukowo młodzieży. Przy każdym naszym spotkaniu w Lublinie lub Warszawie Urszula opowiadała mi o planach naukowych członków swego seminarium doktorskiego. Dbała też o stworzenie im najlepszych możliwości badawczych, w tym umożliwienie odbycia staży zagranicznych, dostępu do źródeł archiwalnych i dobrze zaopatrzonych bibliotek. Widać było też jej otwartość na potrzeby drugiego człowieka. Nieodmiennie troszczyła się o zdrowie drugiej urszulanki mediewistki Siostry Profesor Aleksandry Witkowskiej, z którą sąsiadowała w lubelskim klasztorze przy ul. Narutowicza 10.

Miałam też okazję poznać Siostrę Urszulę w życiu prywatnym, a nawet urlopowym. Pewnego roku w końcu lat dziewięćdziesiątych Urszula zaprosiła mnie do swego mieszkania we Władysławowie nad Bałtykiem, wykorzystywanego przez nią urlopowo. Przeszłyśmy się plażą i zostałam zaproszona na przygotowany przez nią obiad. Dowiedziałam się przy okazji, że pasjami lubi pływać i codziennie zażywa kąpieli. Mieszkanie we Władysławowie odziedziczone po bracie, którego niegdyś pielęgnowała w ostatniej chorobie, traktowała jako letnisko, a potem zapisała lubelskim urszulankom. Dowiedziałam się przy okazji, że w przypadku ciężkiej choroby kogoś z bliskiej rodziny zakonnice mogą otrzymać urlop i zająć się pielęgnacją krewnego. Właśnie od brata Siostra Urszula dowiedziała się, jak ich mama ciężko, choć w milczeniu, przeżywała jej decyzję wstąpienia do zakonu.

Nigdy nie zapytałam Urszuli Borkowskiej, jak wyobrażała sobie swoje życie, wstępując do zakonu natychmiast po uzyskaniu pełnoletniości w 1953 roku. Jednak jej życiorys różnił się zdecydowanie od karier naukowych większości jej świeckich koleżanek. Można sądzić, że wstępując do zakonu, który w swym charyzmacie ma nauczanie, widziała swoje życie na wzór tych zakonnych nauczycielek, które poznała w urszulańskim liceum w Gdyni. Gdy trafiła w 1959 r. na studia wyższe na KUL-u, zamierzała zostać anglistką i tylko zlikwidowanie pod przymusem władz tego kierunku studiów w tej uczelni, skierowało ją po dwóch latach na studia historyczne. Rozpoczęte studia filologiczne wyszły jej zresztą na dobre, dając niezbędne dla każdego humanisty wyposażenie językowe. Tak czy inaczej, zaczęła studia historyczne dopiero w wieku 26 lat, a po ich ukończeniu wróciła do pracy nauczycielskiej w liceum wrocławskim i dopiero w 1968 r. rozpoczęła pracę asystencką na KUL-u. Przegląd recenzji napisanych w pierwszych latach asystentury dowodzi szerokiego przygotowania bibliograficznego zarówno do badań własnych, jak i dydaktyki uniwersyteckiej. Późny doktorat w wieku 41 lat wskazuje na determinację w dążeniu do celu i pełne już ukształtowanie charakteru. Trudne, nietypowe warunki startu naukowego, silny ośrodek naukowy stworzony na KUL-u wokół prof. Jerzego Kłoczowskiego, możliwość korzystania z zasobnej biblioteki i rozległych kontaktów naukowych tego środowiska, a przede wszystkim własne talenty naukowe i dydaktyczne, szerokość zainteresowań i otwartość intelektualna na nowe kierunki badań – wszystko to stworzyło silną i niebanalną osobowość uczonej, jaką była Siostra Profesor Urszula Borkowska.      

Zmarła dziesięć lat temu Siostra Profesor Urszula Borkowska była niezwykłą osobą, znakomitą uczoną mediewistką, dobrze znaną i cenioną w mediewistycznym świecie, a także fenomenalnym pedagogiem, który potrafił zainteresować nie tylko średniowieczem i towarzyszyć młodym badaczom na kolejnych etapach ich naukowego rozwoju.

Miałem szczęście znać Siostrę Urszulę przez 26 lat od 1988 roku, kiedy uczęszczałem na jej wykłady i ćwiczenia ze wstępu do badań, aż do jej nagłej śmierci w 2014 roku, kiedy jako jej sukcesor prowadziłem jej dawne zajęcia na KUL-u i rozwijałem niektóre kierunki jej badań. Siostra Profesor była wymagającym dydaktykiem, a wszyscy uczestnicy jej zajęć wiedzieli, że u Siostry Urszuli nie ma taryfy ulgowej. Zadawane co tydzień i starannie przez nią sprawdzane prace domowe ze wstępu do badań historycznych uczyły warsztatu i dyscypliny. Na studenckiej giełdzie wymienialiśmy się naszymi dokonaniami, porównując, ile fiszek udało nam się „wyprodukować”. Szczególny charakter miało seminarium magisterskie Siostry Borkowskiej, które zaczęła prowadzić w 1990 r. Miałem szczęście być w niewielkiej pięcioosobowej grupie pierwszych uczestników tego seminarium. Ponieważ było nas tak niewielu, wystąpienia z prezentacją kolejnych etapów pracy zdarzały się niemal co miesiąc. W takim trybie moja przyszła praca magisterska o Andrzeju Gałce z Dobczyna w swoim zasadniczym zrębie powstała w ciągu roku, a później mogłem zająć się polskim husytyzmem.

Siostra Urszula interesowała się Kościołem i światem poza Kościołem. Byłem jednym z niewielu jej uczniów, któremu przyszło kontynuować jej zainteresowania osobami i wspólnotami działającymi poza lub na marginesie średniowiecznego Kościoła. Siostrze Urszuli zawdzięczam temat pracy magisterskiej i doktorskiej. Trafiłem na jej seminarium, gdyż będąc pod urokiem studiów Janusza Tazbira, bardzo chciałem pisać o wczesnej reformacji w Polsce. Siostra przekonała mnie, że na to jeszcze przyjdzie czas, a bliższe przyjrzenie się mistrzowi Andrzejowi będzie stanowić dobre wprowadzenie do podjęcia tego ambitnego tematu w przyszłości. Dzięki Siostrze Urszuli od drugiego roku studiów, w ramach indywidualnego toku studiów, uczęszczałem na zajęcia na klasyce, filozofii i historii sztuki. Jej także zawdzięczam pierwsze krajowe i zagraniczne kwerendy i stypendia. Dzięki jej kontaktom mogłem spędzić dwa wakacyjne miesiące 1992 roku w Leuven, odkrywając uroki dobrze zaopatrzonej biblioteki naukowej ze swobodnym dostępem do publikacji na półkach. Niedługo później przy jej wsparciu wyjechałem na roczne studia na nowo powstałym Central European University w Budapeszcie. Siostra Urszula zachęciła mnie także do wyjazdu na studia doktoranckie w Oksfordzie, poniekąd przerywając obiecującą karierę menedżera w Instytucie Europy Środkowo-Wschodniej kierowanym przez prof. Jerzego Kłoczowskiego. Dzięki niej poznałem prof. Anne Hudson, która była moim opiekunem naukowym w Oksfordzie, wprowadzając mnie w studia nad lollardyzem.

Z ogromną uwagą i dużym krytycyzmem siostra Urszula czytała i poprawiała moje kolejne prace. Dzięki niej moje rozprawy doktorska i habilitacyjna zostały znacznie odchudzone, niewątpliwe zyskując na spójności. Przez wiele lat czytała i redagowała także inne moje testy. Chętnie dzieliła się ze mną swoimi kontaktami i wprowadzała w mediewistyczny świat, który mógł deprymować każdego młodego badacza. Rekomendacjom Siostry Borkowskiej zawdzięczam szereg zagranicznych stypendiów, na które wyjeżdżałem, pracując nad swoją rozprawą habilitacyjną.

Siostra Urszula zaraziła mnie swoją pasją podróżowania i poznawania ludzi. Dzięki niej w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku poznałem wiele mediewistycznych znakomitości. Z Siostrą Profesor łączyły mnie wspólne zainteresowania, wspólne mediewistyczne środowiska i kręgi znajomych, a także wspólna pasja poznawania ludzi zarówno tych żyjących w średniowieczu, jak i tych, którzy są wokół nas. Myślę, że w dużej mierze, obok moich własnych doświadczeń, idea Centrum Studiów Mediewistycznych jest efektem naszej trwającej ponad ćwierć wieku współpracy…

GALERIA

PUBLIKACJE (wybór)

Dalsza bibliografia prac s. prof. Urszuli Borkowskiej https://www.bu.kul.pl/files/072/pdf-y/bibliografia_siostry_Borkoweskiej.pdf

Scroll to Top