Siostra Aleksandra Witkowska

Wybitna uczona – mediewistka i autorka fundamentalnych prac poświęconych średniowiecznej kulturze religijnej, była związana ze środowiskiem historycznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przez niemal siedem dekad swojego pracowitego życia. Niezwykle twórcza i pracowita badaczka, która na gruncie polskiej mediewistyki była pionierem nowoczesnych badań kultury religijnej.

BIOGRAM

Prof. Aleksandra Witkowska OSU (do 1968 używała imion zakonnych Maria Helena), ur. 10 grudnia 1930 r. w Poznaniu, zm. 20 lutego 2024 r. w Lublinie.

Urodziła się w poznańskiej rodzinie Stanisława i Zofii z Wawrzyniaków Witkowskich, jako jedna z czterech córek. Maturę uzyskała w 1950 r. w Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym Sióstr Urszulanek w Poznaniu, następnie wstąpiła do nowicjatu tychże sióstr w Częstochowie, a w 1956 r. złożyła śluby wieczyste.

W 1955 r. rozpoczęła studia historyczne na Wydziale Nauk Humanistycznych KUL. Po drugim roku studiów musiała wziąć roczny urlop dziekański i wrócić do Poznania, aby pracować jako nauczycielka w urszulańskiej szkole. Aby nie stracić roku, uczęszczała wtedy na seminarium prof. Brygidy Kürbis i prof. Gerarda Labudy, dzięki czemu pogłębiła swoje zainteresowania średniowieczem i źródłoznawstwem. Magisterium uzyskała w 1960 r. na podstawie rozprawy Vita sanctae Kyngae ducissae Cracoviensis („Roczniki Humanistyczne” 10, 1961,  z. 2), powstałej pod kierunkiem dr Marzeny Pollakówny. Dzięki zabiegom ówczesnego rektora KUL ks. prof. Mariana Rechowicza i prof. Marzeny Pollakówny w 1962 r. została zatrudniona na KUL jako asystentka w Katedrze Historii Średniowiecza, kierowanej przez prof. Jerzego Kłoczowskiego, równocześnie przygotowując swoją rozprawę doktorską.

Stopień doktora uzyskała na Uniwersytecie Warszawskim w 1967 r. na podstawie rozprawy Miracula małopolskie XIII i XIV w. Studium źródłoznawcze („Roczniki Humanistyczne”  19, 1971, z. 2), napisaną pod kierunkiem prof. Aleksandra Gieysztora.

Z kolei tytuł doktora habilitowanego otrzymała po przedstawieniu rozprawy Kulty pątnicze piętnastowiecznego Krakowa. Z badań nad religijnością ludową (Lublin 1984) w Instytucie Historii PAN w Warszawie (1978). W 1987 r. została profesorem nadzwyczajnym, a 1992 r. otrzymała tytuł profesora zwyczajnego. W latach 1983–2004 kierowała Katedrą Historii Powszechnej Wieków Średnich, a w latach 1985–1988 pełniła funkcję kierownika Sekcji Historii (obecnie Instytutu Historii) KUL.

Odbyła kilkumiesięczne stypendia naukowe w ośrodkach uniwersyteckich we Francji, Belgii, RFN, Włoszech, a także liczne kwerendy archiwalno-biblioteczne w Austrii, Anglii, Czechosłowacji, ZSRR. W latach 1995–1999 była wiceprezesem Katolickiej Fundacji Naukowej. Należała do licznych towarzystw naukowych, w tym m.in. Associazione Italiana per lo Studio della Santitá, Dei Culti e dell’Agiografia, Görres-Gesellschaft – Abteilung für Archeologie und Kunstgeschichte, Deutsche Sankt Jakobus Gesellschaft, Societas Brigitta – Europa, Polskiego Towarzystwa Historycznego, Towarzystwa Naukowego KUL, Lubelskiego Towarzystwa Naukowego.

Była współwykonawcą grantu Przestrzeń i sacrum. Geografia kultury religijnej w Polsce i jej przemiany w okresie od XVII do XX w. na przykładzie ośrodków kultu i migracji pielgrzymkowych, kierowanego przez prof. Antoniego Jackowskiego (UJ), następnie sama kierowała kilkoma grantami ministerialnymi:

  • Patrocinia polskich diecezji. Tradycje kultu patronów Kościoła polskiego jako element chrześcijańskiego dziedzictwa kulturowego (1995–1997),
  • Adalbertiana. Międzynarodowa bibliografia św. Wojciecha (1999–2001),
  • Źródłoznawstwo hagiograficzne. Typy i funkcje źródeł hagiograficznych w polskiej kulturze późnego średniowiecza i baroku (2002 – 2005),
  • Staropolski Atlas Marianus. Antropologia miejsca świętego (2010–2012).

Prof. Aleksandra Witkowska należała do najbardziej cenionych i rozpoznawalnych mediewistów KUL. Wraz z prof. prof. Jerzym Kłoczowskim, Zygmuntem Sułowskim, Eugeniuszem Wiśniowskim, s. Urszulą Borkowską i Czesławem Deptułą tworzyła zespół badawczy, który realizował pionierskie badania podstawowe dotyczące dziejów polskiego chrześcijaństwa w średniowieczu. Jest autorką klasycznych studiów poświęconych hagiografii, kultom pątniczym i geografii sakralnej średniowiecza i czasów wczesnonowożytnych.

W jej bogatym dorobku, poza wymienionymi wyżej, znalazły się m.in. takie pozycje jak:

  • Przestrzeń i sacrum. Geografia kultury religijnej w Polsce i jej przemiany w okresie od XVII do XX w. na przykładzie ośrodków kultu i migracji pielgrzymkowych (wspólnie z A. Jackowskim, Z.S. Jabłońskim, I. Sołjan i E. Bilską, Kraków 1996);
  • Święty Wojciech – życie i kult. Bibliografia do roku 1999 (wspólnie z J. Nastalską, Lublin 2002);
  • Titulus ecclesiae. Wezwania współczesnych kościołów katedralnych w Polsce (Warszawa, 1999);
  • Polskie niebo. Ikonografia hagiograficzna u progu XVII wieku (wspólnie z ks. R. Knapińskim, Pelplin 2007);
  • Staropolskie piśmiennictwo hagiograficzne, t.1-2 (wspólnie z J. Nastalską, Lublin, 2007);
  • Ku ozdobie i obronie Rzeczypospolitej. Maryjne miejsca święte w drukach staropolskich (wspólnie z J. Nastalską-Wiśnicką, Lublin 2013).

Podsumowaniem naukowej drogi s. prof. Aleksandry Witkowskiej jest książka Sancti, miracula, peregrinationes (Lublin 2009), będąca zbiorem dawniej wydanych artykułów. Współpracowała z o. Romualdem Gustawem OFM przy opracowaniu monumentalnego dzieła Hagiografia polska. Słownik bio-bibliograficzny, t. 1-2 (Lublin 1971-1972).  W późniejszych latach zredagowała kolejne jego wydania, poszerzone o nowe treści Nasi święci. Polski słownik hagiograficzny (Poznań 1995; 1998). W latach 2003–2015 znajdowała się w komitecie redakcyjnym „Przeglądu Historycznego”. Wiele uwagi poświęciła macierzystemu zgromadzeniu – Urszulankom Unii Rzymskiej, zwłaszcza placówce lubelskiej. Uporządkowała archiwum szkolne urszulanek i przygotowała Katalog uczennic Szkoły Podstawowej oraz Gimnazjum i Liceum Sióstr Urszulanek w Lublinie 1917–1955. Ostatnim jej dziełkiem są Urszulańskie gawędy (Lublin 2023).

Opracowała Joanna Nastalska-Wiśnicka

WSPOMNIENIA

Kliknij, żeby rozwinąć

Śmierć s. Profesor Aleksandry Witkowskiej OSU stanowi koniec pewnej epoki w dziejach mediewistyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Oto odeszła ostatnia z dużej i aktywnej grupy badaczy skupionych wokół Jerzego Kłoczowskiego, grupy, bez której trudno wyobrazić sobie rozwój badań nad historią społeczno-religijną w Polsce. Znakomity wkład s. Witkowskiej do tych badań był już podsumowywany i z pewnością będzie się go jeszcze niejednokrotnie analizować. Pozostawiając to zadanie specjalistom, chcę powiedzieć parę słów o niej jako o osobie, która współtworzyła KUL-owskie środowisko mediewistyczne i odcisnęła na nim niezatarte piętno. Siłą rzeczy to wspomnienie ma charakter osobisty. U siostry Aleksandry zdawałam egzamin wstępny na studia i szereg egzaminów kursorycznych, jako jedyna w swoim roczniku uczestniczyłam w jej proseminarium, wreszcie siostra była recenzentką mojej pracy magisterskiej.

          Dla studentów z mojego pokolenia wczesnych latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku była ona jedną z najważniejszych i najbardziej wyrazistych osób w ówczesnej Sekcji Historii. Prowadzony przez nią wykład ze wstępu do badań historycznych na pierwszym roku wspominam jako arcydzieło logiki, przejrzystości i znakomitej organizacji, w pewnym sensie wytchnienie dla wielu młodych ludzi zmagających się z niejasnymi czasem „regułami gry” na uniwersytecie. Było jasne, że prawdziwą pasję siostry stanowiło źródłoznawstwo uprawiane na sposób poznański. Siostra (poznanianka z urodzenia i usposobienia) bardzo ceniła podejście źródłoznawcze Brygidy Kürbis i zaszczepiała swoim studentom przekonanie o jego kluczowym znaczeniu w formacji historyka razem z nabożnym szacunkiem dla „Studiów Źródłoznawczych”. Ciągle ją widzę: elegancką, przyglądającą się uważnie słuchaczom, mówiącą wyraźnie i spokojnie dobrze odmierzonymi zdaniami, czasem zaglądającą do notatek oprawionych w eleganckie plastikowe koszulki, krążącą po dużej sali tak, że z daleka widać było tylko łopoczący niebieskawy welonik. To, co mówiła, bywało trudne, ale ufaliśmy, że właśnie ona zrobi z nas prawdziwych (!) historyków.

          Nieuniknionym elementem tego procesu był jednak bardzo ciężki praktyczny egzamin ze wstępu do badań historycznych na koniec pierwszego roku, de facto decydujący o przydatności do dalszych studiów. S. Aleksandra była ogromnie wymagająca – na szczęście jej surowość łagodziły interwencje współegzaminujących osób, prowadzących ćwiczenia z tego przedmiotu – jednak dopiero po egzaminie ze wstępu perspektywa dojścia do magisterium stawała się naprawdę realna.

          Pewna surowość siostry i jej wysokie wymagania sprawiały, iż stosunkowo niewielu studentów czuło się na siłach uczestniczyć w jej proseminarium i seminarium. Tych, którzy się odważyli, rzucała od razu na głęboką wodę, mówiąc po prostu: „pracuj ze mną!”, wciągając ich do realizowanych przez siebie projektów i ucząc warsztatu właściwie w biegu. Do dziś pamiętam rzeczy, których mnie siostra nauczyła, zwłaszcza jej radę, że należy pisać nasze teksty tak, aby każde następne zdanie prowadziło nas o krok do przodu. A więc dyscyplina myślenia i słowa! Gdy dziś czytam jej teksty, widzę, jak doskonale sama potrafiła stosować tę zasadę i jak pod jej piórem kwestie tak ulotne jak np. „mentalność religijna” stawały się mierzalne i mogły być wyjaśniane przy pomocy racjonalnych argumentów.

          Znakomitą okazją do podpatrywania siostry Aleksandry było też mediewistyczne seminarium doktoranckie, prowadzone przez trzy, a potem cztery osoby, kiedy do prof. prof. Wiśniowskiego, Sułowskiego i Witkowskiej dołączyła s. Urszula Borkowska. To seminarium było niezwykle pożyteczną i demokratyczną instytucją, ponieważ swoje badania mógł tam referować praktycznie każdy, kto miał coś ciekawego do powiedzenia, również sami profesorowie.  Dyskusje zawsze były długie (często kończące się gremialnym odprowadzaniem obydwu sióstr do klasztoru), czasem bardzo gorące, a głos siostry Aleksandry wiele w nich znaczył. Zawsze imponowała erudycją, oczytaniem i logiką wywodu, choć i na tym forum potrafiła formułować bardzo zdecydowane opinie bez względu na osobę. Nie oszczędzała nawet swojej współsiostry i bliskiej współpracowniczki, Urszuli Borkowskiej. Wśród studentów krążyła zresztą plotka, iż pewnego razu, gdy siostra Urszula (zawsze w niedoczasie) spóźniała się z oddaniem któregoś ze swoich studiów długoszowo-jagiellońskich, s. Aleksandra przysyłała jej z wyjazdu do Krakowa pocztówki z ciągle tym samym tekstem: „pozdrowienia od Kazimierza Jagiellończyka”.

          Poczucie humoru łagodziło surowość sądów i dążenie do perfekcji. Przy półprywatnych i prywatnych okazjach siostra potrafiła zachowywać się dość niesfornie. Pamiętam kurs komputerowy, który pracownicy Sekcji zafundowali sobie na początku ery digitalizacji. Żarty siostry Aleksandry (przede wszystkim z własnych błędów) często kompletnie wytrącały grupę ze skupienia i utrudniały pracę bardzo poważnemu panu, który nam ten kurs prowadził. Podczas weekendu siostra lubiła wpędzać ludzi w konsternację, pojawiając się w naciągniętej na habit bluzie dresowej z deseniem w misie. Trudno było się nie uśmiechnąć na taki widok. Pamiętam też bal zorganizowany w początkach lat dziewięćdziesiątych przez studentów historii. Ponieważ dedykowano go najstarszym profesorom, tańczono tam tylko walce i tanga. Ku zdumieniu obecnych również siostra Aleksandra dała się poprosić do walca i z daleka w tłumie łopotał niebieskawy welonik…

Wybitna uczona. Nieprzeciętna osobowość. Długie i bardzo pracowite życie.

“W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem” (2 Tym. 4, 7).

Trzydzieści pięć lat temu siostra Aleksandra Witkowska stanęła na mojej drodze i stała się drogowskazem, który wyznaczał, w jakim kierunku powinnam pójść. Przez wszystkie lata znajomość ta miała różne odsłony – była moją nauczycielką, mistrzynią, kierowniczką grantów, w których brałam udział, wreszcie osobą, którą traktowałam niemal jak członka rodziny. Można wręcz powiedzieć, że trochę mi matkowała. Rozumiałyśmy się doskonale.

Wszystko zaczęło się od proseminarium na drugim roku studiów. Zapisałam się na nie… z ciekawości. Siostra Profesor miała oczywiście opinię bardzo surowej, ale chyba już wtedy odkryłam w niej bratnią duszę, skoro coś mnie do niej ciągnęło. Zostałam później zaproszona na seminarium magisterskie. Wśród tematów, jakie dawała do wyboru, znalazły się takie, które były w obszarze jej zainteresowań. Wiadomo, że była w prekursorką, jeśli chodzi o badania nad hagiografią i kultami pątniczymi. Wykorzystywała w nich źródła do tej pory traktowane marginesowo (takie jak żywoty świętych, zbiory cudów czy pieśni, literatura sanktuaryjna). Zaproponowała metodę ich analizy i wskazała na ich wartość w badaniach historycznych. Tego uczyła także na proseminarium i seminariach magisterskim i doktorskim. Seminarzystów Siostry bywało raczej niewielu, więc mogliśmy się czuć wyróżnieni. Ja byłam jedyna z mojego roku. Seminarium magisterskie było prowadzone przez Siostrę wspólnie z prof. Eugeniuszem Wiśniowskim. Można powiedzieć, że stało się kultowe – zachowały się po nim księgi (właściwie zeszyty) protokołów, w których kolejni uczestnicy zapisywali wszystko, co się wydarzyło w czasie danego spotkania. W mniejszym lub większym stopniu (w zależności od protokolanta) oddają one atmosferę seminariów, dyskusję, nawet humor. Siostra bardzo skrupulatnie sprawdzała nasze prace, nie lubiła rozwlekłego stylu czy przysłowiowego lania wody. Mówiła, że każde słowo w tekście powinno być jak cegła w murze. Jeśli mur się nie zawali po wyjęciu cegły, cegła jest niepotrzebna. Seminarium doktorskie często odbywało się w miłej atmosferze w gościnnym klasztorze sióstr urszulanek, zwykle przy kawie, herbacie, ciastku. Bardzo lubiłam te spotkania.

Już na piątym roku moja znajomość z Siostrą Profesor stała się bliższa. Wiedziała, że człowiek nie tylko nauką żyje, ma też inne potrzeby, które kosztują. Była wtedy uczestnikiem grantu „Przestrzeń i sacrum” na Uniwersytecie Jagiellońskim, kierowanego przez prof. Antoniego Jackowskiego. Dzięki niej miałam możliwość pracy zleconej w ramach tego grantu przy bibliografii dotyczącej pątnictwa. Wiązało się to z przeglądaniem czasopism religijnych w Czytelni Biblioteki Uniwersyteckiej KUL kartka po kartce i wypisywaniem na fiszkach opisów bibliograficznych (jeszcze nie było wtedy mowy o komputerze). Praca ta pozwoliła mi zarobić na życie w Lublinie. Pracowałam nad tym jeszcze przez kilka miesięcy po uzyskaniu magisterium. Potem jednak grant się skończył, a poszukiwania pracy w Lublinie nie przynosiły efektu – czekałam wprawdzie na etat w Bibliotece Uniwersyteckiej, ale kiedy na początku 1994 roku jeszcze go nie było, nieco załamana zaczęłam myśleć o powrocie w rodzinne strony. Wtedy Siostra Profesor zaczęła mnie pocieszać i szukać jakiegoś rozwiązania. Nie chciała, żebym opuszczała Lublin. Powiedziała: „Nie martw się, coś znajdziemy. Ja cię nie opuszczę aż do śmierci”. Jej słowa stały się prorocze – nie opuściła mnie, a praca się znalazła.

Później były trzy kolejne granty Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, kierowane przez Siostrę Profesor, w których byłam współwykonawcą: Święty Wojciech – osoba – dzieło – kult – w piśmiennictwie europejskim (2001); Źródłoznawstwo hagiograficzne. Typy i funkcje źródeł hagiograficznych (literackich i ikonograficznych) w polskiej kulturze późnego średniowiecza i baroku (2006) i Staropolski Atlas Marianus XVI-XXI w. Z badań nad antropologią miejsc świętych (2012). Siostra była niezwykle sprawiedliwa przy podziale prac, zawsze było po połowie, równo lub wspólnie. Spędziłam wiele godzin przy jej biurku w pracowni „na stryszku” w klasztorze sióstr urszulanek. Nie narzucała swoich pomysłów, nigdy nie mówiła, że wie lepiej. Czasem wiązało się to z burzliwymi dyskusjami, ale nierzadko to mnie ostatecznie przyznawała rację. Granty zaowocowały trzema publikacjami książkowymi, wydanymi przez nas wspólnie. Był to dobry czas.

Podziwiałam jej poznański porządek, sama będąc raczej bałaganiarzem. Książki w prywatnej biblioteczce ułożone były tematycznie, kserokopie, wydruki i odbitki posegregowane, opisane i skatalogowane komputerowo. Tak samo skrupulatnie uporządkowane były wszelkie pliki w komputerze, zgrane również na płyty. Siostra doskonale pamiętała, w którym folderze powinien być dany dokument.

Była niezwykle pracowita. Po zakończeniu ostatniego grantu brakowało jej aktywności naukowej. Pamiętam, jak kiedyś powiedziała (a miała już wtedy 85 lat), że czuje wyrzuty sumienia, nic nie robiąc. Szybko znalazła sobie zajęcie. Najpierw zajęła się porządkowaniem księgozbioru po zmarłej w 2014 r. Siostrze Profesor Urszuli Borkowskiej, z którą była związana w sposób szczególny i dzieliła piętro w klasztorze. Później zabrała się za archiwum klasztorne, którym się opiekowała. Wykonała tytaniczną pracę, sporządzając Indeks uczennic lubelskich szkół urszulańskich z odesłaniem do archiwaliów. Wreszcie w ubiegłym roku zebrała przygotowane wcześniej pogadanki dla urszulanek, tworząc Urszulańskie gawędy. Był to jej ostatni hołd dla macierzystego zgromadzenia.

Zawsze bardzo interesowała się losami swoich uczniów, tych bliższych i dalszych. Przychodziłam do niej z różnymi problemami, a ona wspierała, jak mogła, czasem gdzieś interweniowała, czasem radziła, czasem po prostu dawała dar modlitwy. Pytała: „Co teraz robisz?”. Słuchała o nowych pomysłach na artykuły czy książki, czytała te teksty, zastanawiała się, co poprawić. W ubiegłym roku przeczytała moją książkę poświęconą rodzinnej parafii i napisała jej recenzję wydawniczą. Cieszyła się z jej wydania i wszelkich sukcesów. Prócz literatury naukowej ceniła sobie rozważania duchowe, ale lubiła także luźniejszą  lekturę – czytała z upodobaniem szczególnie powieści historyczne.

Siostra Aleksandra poza obliczem poważnym, naukowym, profesorskim miała też drugie oblicze – ciepłe i rozrywkowe. Lubiła wyjazdy towarzyskie, spotkania na wsi, w restauracji czy kawiarni. Miała niesamowite poczucie humoru, czasem lekko sarkastyczne. Lubiła „przekomarzanki” z tymi najbliższymi. Jednocześnie potrafiła też powiedzieć wprost o tym, co jej się nie podobało, niezależnie od tego, kto był jej rozmówcą. Jak to się mówi, była szczera do bólu. Na sercu leżało jej dobro Kościoła, zakonu, uniwersytetu, ojczyzny. Wszystkimi tymi sprawami bardzo się interesowała i trzeźwo oceniała sytuację.

Martwiła się o swoich bliskich, ofiarując im modlitwę. Będąc już w ciężkim stanie w szpitalu, na pytanie, jak się czuje, odpowiedziała: „Może to moje cierpienie jest komuś potrzebne”.

Taka była Siostra Aleksandra – wspaniały człowiek.  Wymagała od innych, ale najbardziej od siebie. Pozostawiła po sobie pustkę w sercu i wdzięczność za te wszystkie lata, rozmowy, naukę. Te wspomnienia pozostaną na zawsze.

S. prof. Aleksandra Witkowska z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim była związana już od 1955 roku, kiedy rozpoczęła studia historyczne. Od 1962 roku już na stałe związała się z swoją Alma Mater, przechodząc całą karierę akademicką od asystenta po profesora zwyczajnego. Była moim poprzednikiem, kiedy to w latach 1985-1988 pełniła funkcję kierownika Sekcji Historii, czyli dzisiejszego Instytutu Historii KUL. W tym czasie osobiście po raz pierwszy spotkałem Siostrę Profesor na swojej drodze. Kiedy w 1987 roku rozpoczynałem studia, to właśnie siostra Witkowska prowadziła niezwykle ważny dla młodych adeptów historii wykład Wstęp do badań historycznych. Te pierwsze wspomnienia o znakomitej uczonej, badaczce średniowiecza, wdrażającej młodych ludzi w arkana badań historycznych na zawsze pozostaną w mojej pamięci. W mojej pamięci pozostaną też spotkania, które siostra Aleksandra wspólnie z nieżyjącą już siostrą profesor Urszulą Borkowską organizowały w klasztorze sióstr urszulanek. Mogliśmy wtedy integrować się jako środowisko historyków KUL, prowadząc ciekawe dyskusje, twórczo inspirujące, zwłaszcza młodszych badaczy, do podejmowania nowych wyzwań i nowych pomysłów badawczych. Te spotkania przy kawie, herbacie, słodyczach, na które siostry zapraszały do swojego domu, również są takim niezatartym wspomnieniem relacji, która łączyła pracowników Instytutu Historii KUL. Siostro Aleksandro, będziemy Cię zawsze nosić w naszych sercach i naszej pamięci. Spoczywaj w pokoju! Fragment mowy pogrzebowej | Lublin, w dniu pogrzebu 24 lutego 2024 roku

Siostrę Profesor podziwiałam zawsze za kompetencję, profesjonalne podejście do badanej tematyki bez skłonności do klerykalizowania, cokolwiek by to znaczyło. Na konferencjach naukowych potrafiła i księży przywołać do porządku.

Była recenzentką mojej pracy habilitacyjnej poświęconej kultowi relikwii w średniowieczu. Spośród czworga recenzentów była najbardziej podejrzliwa, czy aby przypadkiem nie jestem zbyt łatwowierna wobec źródeł hagiograficznych. Pozostali trzej świeccy recenzenci specjalnie się temu nie przypatrywali. A już po tym potwornie stresującym kolokwium w części towarzyskiej Siostra Profesor podtrzymywała mnie na duchu. Zachęcała mnie, żebym sobie kupiła kapelusz, bo jej matka zawsze, jak się stresowała, to kupowała sobie nowy kapelusz.

O tym, że była zawsze osobą asertywną, wiem od mojego śp. Ojca, który spełnił wobec niej poniekąd rolę przeciwstawną. W czasach, których najstarsi ludzie nie pamiętają, był bowiem jako prodziekan Wydziału Humanistycznego KUL przewodniczącym komisji egzaminu magisterskiego Siostry przyszłej Profesor. Praca magisterska, zresztą znakomita i w całości wydana drukiem, analizowała żywot św. Kingi jako źródło historyczne. Ojciec jako polonista zadał jej pytanie, czy mogłaby wymienić taki żywot świętego w literaturze polskiej, który nie jest źródłem do historii Polski. Chodziło mu oczywiście o Legendę o św. Aleksym. Siostra magistrantka odpowiedziała, że zapewne o to chodzi, ale skoro ten żywot został przetłumaczony w XV wieku w Polsce, to jest źródłem do historii Polski, chociaż nie opisuje wydarzeń historycznych. Ojciec z uznaniem wspominał tę odpowiedź i to, jak magistrantka postawiła go do pionu. Miała oczywiście rację.

R.I.P.

Tekst ukazał się wcześniej na portalu społecznościowym, publikowany za zgodą autorki

Spotkania z siostrą Olą

We wtorek 20 lutego 2024 roku w Lublinie zmarła Siostra Profesor Aleksandra Witkowska OSU, uczona ceniona w świecie polskiej i europejskiej historiografii, wybitna znawczyni historii kultury religijnej, w latach 1983-2003 kierowniczka Katedry Historii Powszechnej Wieków Średnich, zasłużona nauczycielka akademicka, osoba nietuzinkowa, od 1955 roku – poprzez studia w Sekcji Historii Wydziału Nauk Humanistycznych i pracę – związana z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Wiadomość o jej śmierci, przekazaną mi trzy dni później telefonicznie przez siostrę Lucjanę, przełożoną lubelskich urszulanek, przyjęłam z niedowierzaniem i z ogromnym smutkiem.

Odejście siostry Oli zamyka w jakiejś mierze długi etap mojego życia. Poznałam ją w październiku 1967 roku jako studentka pierwszego roku historii. Zajęcia – wówczas z siostrą doktor – miałam na drugim roku. Były to dwa godzinne wykłady, w trzecim semestrze – monograficzny, w czwartym zaś wykład zatytułowany Zagadnienia kultury umysłowej XIII-XV wieku. Do tego dochodziły dwugodzinne ćwiczenia z historii powszechnej w obu semestrach. Poświadczają to zapisy w indeksie. Z tamtych pierwszych spotkań zapamiętałam siostrę doktor jako zawsze świetnie przygotowaną do zajęć, bardzo wymagającą, surową, której bali się studenci. Na dalszych latach studiów widywałam ją rzadziej. Powoli zanikał dystans, pojawiał się życzliwy uśmiech i krótkie rozmowy, inicjowane przez siostrę, z zapytaniami o przebieg studiów, zaliczeń, egzaminów.

Od Nowego Roku 1973 rozpoczęłam pracę w Redakcji Encyklopedii Katolickiej KUL, gdzie upłynęło całe moje zawodowe życie. Tu co jakiś czas spotykałam siostrę Olę. Przynosiła zamówione u niej hasła, odnosiła ich korekty. Dla jedenastu tomów napisała 28 haseł. W tomach IX, X i XI była redaktorką działu Hagiografia. Zgłaszała pewne uwagi merytoryczne i redakcyjne. Zaprzestała współpracy przy tomie XII. Traktowała mnie życzliwie. Cieszyłam się z każdego spotkania, z każdej rozmowy, nawet tej najkrótszej. Okazję do kontaktów stanowiły także pobyty siostry w Bibliotece Uniwersyteckiej, wszak Redakcja Encyklopedii tam miała swoje lokum.

W czerwcu 2004 roku, tuż przed odejściem siostry Aleksandry na emeryturę, w pięknej auli Kolegium Jana Pawła II, miało miejsce szczególne wydarzenie – wręczenie księgi pamiątkowej, zatytułowanej Peregrinatio ad veritatem. Studia ofiarowane Profesor Aleksandrze Witkowskiej OSU z okazji 40-lecia pracy naukowej. Wkrótce minie dokładnie dwadzieścia lat od tej uroczystości, wyjątkowego spotkania dla wielu osób, rodziny, współpracowników, studentów, przyjaciół i znajomych, zgromadzonych wokół dostojnej jubilatki, by wyrazić jej wdzięczność, uznanie i podziw za wszystkie dokonania akademickie. Było tam dużo radości, dobrych słów, kwiatów, gratulacji.

Siostra Ola lubiła spotkania ze swoimi dawnymi studentami. Chętnie w nich uczestniczyła. Przypomnę jedno z nich, w którym brałam udział. Co jakiś czas zjazdy roku organizowali historycy zaczynający studia w październiku 1971 roku. Jako studentka ostatniego roku pomagałam przy ich egzaminach wstępnych. Wielu z nich zapamiętałam, oni również mnie pamiętają, wszak egzamin wstępny dla każdego był ważnym i często wspominanym wydarzeniem. Mnie również zaproszono na takie spotkanie po latach w jedną z czerwcowych sobót. Zaczęła je msza święta w kościele akademickim KUL, następnie był obiad w stołówce, gdzie zebrało się kilkanaście osób z różnych stron kraju, m.in. Ewa Banaś, Monika Drob (z domu Falatycka), Ewa Kurek, Waldek Maszenda, Czesio Mazurek, Hieronim Włodarczyk i przybyły z Niemiec Andrzej Chmielecki. Potem na cmentarzu przy ulicy Lipowej odwiedziliśmy groby kilku nieżyjących już kolegów oraz naszych profesorów. Pod wieczór do swojego mieszkania zaprosiła nas Ewa Kurek. Na to spotkanie przyszła siostra Witkowska. Posypały się wspomnienia z czasów studenckich. Siostra pamiętała prawie wszystkich zgromadzonych wokół niej, stojących, klęczących, siedzących, gdzie kto mógł. Jedni przez drugich odpowiadali na pytania siostry, opowiadali o sobie, o rodzinach, o pracy, o tym, co w kraju, co w świecie. Rozmowom nie było końca. Wciąż widzę tamte uśmiechnięte twarze, słyszę głosy i towarzyszącą wszystkiemu radość. Jak bardzo cieszyliśmy się z tego spotkania, jak bardzo było ono potrzebne. Wiele razy wspominała je siostra w rozmowach ze mną.

Po moim przejściu na emeryturę spotykałyśmy się częściej, głównie w klasztorze, przed świętami, po moich powrotach z Ukrainy. Musiałam dokładnie opowiadać o Dialogu Dwóch Kultur odbywającym się co roku na początku września w Krzemieńcu w Muzeum Juliusza Słowackiego. Przynosiłam na te spotkania kserokopie wygłaszanych podczas Dialogu referatów poświęconych krzemienieckim księżom. Wiem, że Siostra je uważnie czytała. „Dobrze, że się tym zajęłaś” – nieraz mi powtarzała. Ona z kolei opowiadała o swojej mrówczej pracy nad Katalogiem uczennic Szkoły Podstawowej oraz Gimnazjum i Liceum Sióstr Urszulanek w Lublinie. 1917-1955, a także o licznych kontaktach z wieloma ludźmi z różnych środowisk. Sporo rozmawiałyśmy przez telefon, pytała, co czytam. „Ja już za wiele nie przeczytam, więc może sięgnę po coś, co ty czytasz” – mówiła. Z listy moich ówczesnych lektur wybrała książkę Agaty Tuszyńskiej Singer. Pejzaże pamięci. Dyskutowałyśmy też o prozie noblistki Olgi Tokarczuk. „Żałuję, że nie przeczytam Ksiąg Jakubowych. Za duża to rzecz, nie dam rady” – powiedziała ze smutkiem.

Pewnego razu zaproponowałam siostrze, byśmy spotkały się w Dzień Matki i uczciły nasze mamy. Spodobał się jej ten pomysł. Pozwoliła się zaprosić do pijalni czekolady. Umówiłyśmy się na godzinę jedenastą w klasztorze. Pogoda była ładna. Przyszłam trochę wcześniej. Siostra wyszła naprzeciw, z ładną papierową torebką w ręce. Wręczyła mi ją w kawiarni. W środku była jej książka Kulty pątnicze piętnastowiecznego Krakowa. Z badań nad miejską kulturą religijną, wydana w Lublinie w 1984 roku, dedykowana Pamięci mojej Matki. Piłyśmy czekoladę, jadłyśmy lody. Nie wiadomo kiedy minęły dwie godziny. Odprowadziłam siostrę do klasztoru. Uradowana i wzruszona wróciłam do domu. Przez kilka godzin dokładnie przeglądałam podarowaną mi książkę.

Po roku znów spotkałyśmy się w Dniu Matki, tym razem w klasztorze przy pięknie nakrytym stole. Siostra nie zgodziła się na moją pomoc, sama nalewała herbatę, częstowała ciastkami. Oglądałyśmy przygotowane na tę okazję zdjęcia naszych mam, ojców, wspominałyśmy rodzinne historie. Siostra z zaciekawieniem słuchała moich opowieści, wypytywała o szczegóły. W jakiejś mierze jesteśmy krajankami. Siostra pochodziła z Poznania, ja z okolic Piły. „Sporo mamy wspólnego” – skonstatowała. „Myślę, że nasze mamy i ojcowie byli z nami i cieszą się, że tak to obmyśliłyśmy” – dodała.

Umawiałyśmy się, że pójdziemy na lody. Siostra pracowała nad Urszulańskimi gawędami. „Wiesz, jest za gorąco” – mówiła przez telefon. – „Pójdziemy, jak się trochę ochłodzi”. Później miała gości. Tak minęło lato 2023 roku. Było trochę dłuższych rozmów telefonicznych. Nie udało się spotkać. „Zajrzyj do internetu i przeczytaj Urszulańskie gawędy, od wczoraj są na stronie naszego zgromadzenia” – oznajmiła z radością pod koniec listopada. Kolejne życzenia urodzinowe, imieninowe i bożonarodzeniowe składałam przez telefon, zawsze z obietnicą bliskiego spotkania.

Przyszła choroba, śmierć, ostatnie spotkanie w kościele akademickim KUL i na cmentarzu przy ulicy Lipowej, dużo ciepłych, serdecznych słów, zaduma, modlitwa, wdzięczność, żal, że nie będzie już rozmów o rodzinie, znajomych, o Uniwersytecie, który tak wiele dla nas obu znaczył, o Lublinie, o Polsce, oświecie, o lekturach i podróżach… Po odejściu siostry Aleksandry, Oli (prosiła, bym tak się do niej zwracała), zrobiło się bardzo pusto. Panu Bogu gorąco dziękuję, że postawił ją na mojej drodze, że była… Pozostanie w mojej wdzięcznej pamięci.

Siostro Olu, dziękuję za wszystko, a zwłaszcza za uwagę, rzuconą niedawno, niby mimochodem: „Wiesz, do starości i do śmierci trzeba się przygotować”. Zapadła mi głęboko w pamięć, jak i to ostatnie zdanie z Urszulańskich legend:Może… trzeba po prostu bardziej kochać”.

Maria Wrzeszcz | wieloletni pracownik naukowy Redakcji Encyklopedii Katolickiej KUL

GALERIA

PUBLIKACJE (wybór)

Scroll to Top